W glinianych naczyniach

GN 16/2021

publikacja 22.04.2021 00:00

Kiedy posługa kierownika duchowego staje się toksyczna i jak się przed tym uchronić, mówi bp Andrzej Siemieniewski.

W glinianych naczyniach Henryk Przondziono /Foto Gość

Agata Combik: W latach 90. u wrocławskich dominikanów wiele osób padło ofiarą nadużyć ze strony o. Pawła M., aż po doświadczenie przemocy, gwałtu. Ta sytuacja ukazuje, że korzystając z duszpasterskiej opieki, z kierownictwa duchowego, można wpaść w pułapki.

Bp Andrzej Siemieniewski: Nie jest szczęśliwym zbiegiem okoliczności, że tego samego słowa – „kierownik” – używamy wobec osób pełniących określone funkcje zarówno np. w urzędzie czy na budowie, jak i w rzeczywistości duchowej. Kojarzy się ono ze słowem „decydent”, z kimś, kto wydaje polecenia, decyduje, co i jak należy robić. Tymczasem kierownictwo duchowe powinno rodzić inne skojarzenia: należy je łączyć ze słowem „kierunek”. Rolą kierownika duchowego – wybranej przez nas osoby, która na naszą prośbę wskazuje nam ów kierunek – jest bycie drogowskazem. Drogowskaz stoi przy drodze, pokazuje, którędy iść do celu, ale nie decyduje za wędrowca ani nie przymusza go, by dokądś szedł.

Człowiek nie może przerzucać na innego swoich decyzji.

Niebezpieczeństwo nadmiernej ingerencji w decyzje człowieka zdarza się w każdej społeczności, również w kościelnych wspólnotach. Trzeba sobie o tym przypominać. Drogą, którą ma iść chrześcijanin, jest Jezus Chrystus, a nie kierownik. Mamy doświadczyć osobistego spotkania z Bogiem, a nie spotkania z kierownikiem duchowym. Św. Jana od Krzyża, pisząc „Drogę na Górę Karmel”, pragnął być takim drogowskazem w wędrówce na symboliczną górę spotkania z Bogiem. We wstępie do tego dzieła czytamy, że autor opiera się trochę na swoim doświadczeniu, ale głównie na Piśmie Świętym, nauce Kościoła. Dodaje, że jeśli ktoś wyda słuszniejszy od niego sąd, to on się temu podporządkuje. Wskazuje na autorytety większe od siebie – na słowo Boże, naukę Kościoła, na ludzi „mądrzejszych od niego”. Siostra Faustyna miała swoje objawienia, wizje, które spisała w „Dzienniczku”, ale nie uczyła modlitwy „Ufam siostrze Faustynie”, tylko „Jezu, ufam Tobie”. Chciała ludzi odsyłać na drogę wskazywaną przez Jezusa, a nie na drogę Faustyny. Pragnęła, by każdy zyskał własne doświadczenie spotkania ze Zbawicielem, nie z nią. Przez „Dzienniczek” ukazała autentyczne kierownictwo duchowe, stała się prawdziwym drogowskazem.

W „samochodzie mojego życia” nie mogę „oddać kierownicy” komuś innemu.

Nie, to ja ten pojazd prowadzę, a kierownik siedzi na miejscu pasażera, jest doradcą. Przypomina trochę pilota w samochodach rajdowych. Kierowca korzysta z jego znajomości drogi, z wiedzy i doświadczenia, ale ostatecznie decyzje i wykonanie należą do niego. Odróżnić musimy też rolę kierownika duchowego od spowiednika – którego głównym zadaniem jest przyjęcie wyznania grzechów i udzielenie rozgrzeszenia w imieniu Chrystusa. Przy tej okazji czasem jest miejsce na porady czy kierownictwo duchowe, ale sakramentalny wymiar ma tylko rozgrzeszenie, porady – nie. Sugestie czy zachowania kierownika, które są sprzeczne z objawionym słowem Bożym, z przykazaniami, to sygnał, że ten drogowskaz jest wadliwy, że powinniśmy go zmienić.

Dostępne jest 38% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.