Jest radość!

Marcin Jakimowicz

"Śmiej się, śmiej, wieczorem będziesz płakał". Znacie tę formułkę? Jakoś nie mogę znaleźć jej korzeni w Biblii. Panie, Panowie, oto siedem powodów dla których warto być radosnym.

Jest radość!

Po pierwsze: „Radość serca wychodzi na zdrowie, duch przygnębiony wysusza kości” – czytam w Księdze Przysłów

Po drugie: „Odkąd Jezus pokonał śmierć, żaden optymizm nie jest w Kościele przesadą” – pisał ks. Józef Tischner.

Po trzecie: W „Żywocie św. Antoniego” znalazłem genialną wskazówkę: „Kiedy demony ukazują się, tak się wobec nas zachowują, jakimi nas zastają i zmieniają swoje zwodnicze obrazy zależnie od tych myśli, które w nas znajdują. Gdy widzą nasz lęk i przerażenie, powiększają obawę przez zwidy i pogróżki, aż do duchowej udręki. Jeśli nas zastają radującymi się Panem… odchodzą zasmucone”.

Po czwarte: „​Radość chrześcijańska nie jest fruwaniem neofity – opowiadał mi przed laty o. Mirosław Pilśniak – Święty Paweł mówi, by radować się nieustannie. Radość bierze się z uzdrowienia serca, to uświadomienie sobie, że jestem kochany. Bez żadnego zasługiwania na miłość. Bez myślenia, że muszę się sprawdzić, być bardziej ofiarnym niż dotąd. Nie! Jestem kochany za darmo. To klucz do radości.

Po piąte: „Jeśli miałbym dać jakąś radę czytelnikom „Gościa”, to powiedziałbym: jeśli chcecie apostołować i nieść Słowo Boże, to proście Ducha Świętego przede wszystkim o dar radości – opowiadał mi o. Raniero Cantalamessa zanim jeszcze został kardynałem – To radość jest tym, co najbardziej przekonuje ludzi. A my mamy przecież pokazać życiem, że Jezus zmartwychwstał i pokonał śmierć. Czy wobec takiej tajemnicy można być ponurakiem?

Po szóste: Wezwanie do radości jest odtrutką, antidotum, antywirusem, przywróceniem właściwych proporcji. W zwaśnionym, udowadniającym na każdym kroku swe racje świecie, Kościół wzywa: „Radujcie się!” Nasza radość nie jest powierzchowna. Wynika z tęsknoty Oblubienicy, która z przyspieszonym biciem serca nasłuchuje odgłosów zbliżającego się Pana Młodego.

Po siódme: Od lat dotyka mnie diagnoza kard. Josepha Ratzingera, który w „Soli ziemi” opowiadał: „Obserwuję, że nieskrępowana radość stała się rzadkim zjawiskiem. W dzisiejszych czasach na radości coraz bardziej ciąży hipoteka moralna i ideologiczna. Gdy człowiek odczuwa radość, to od razu zaczyna z lękiem myśleć, czy przypadkiem nic wykracza przeciwko solidarności z cierpiącymi, których jest przecież tak wielu. Nie mogę, myśli, tryskać radością, gdy na świecie jest tyle biedy i niesprawiedliwości. Łatwo zrozumieć takie myślenie. Mimo to postawę taką trzeba uznać za błąd. Świat nie stanie się przecież lepszy, jeśli zniknie radość”.