Wielki Czwartek

Andrzej Macura

|

GN 12/2021

publikacja 25.03.2021 00:00

Triduum Paschalne. Od wieczora Wielkiego Czwartku do wieczora Niedzieli Zmartwychwstania. Trzy dni, kiedy wspominamy tajemnicę naszego odkupienia: Chrystusa Umęczonego, Chrystusa Pogrzebanego, Chrystusa Zmartwychwstałego.

Wielki Czwartek istockphoto

W wielkoczwartkowy wieczór w kościołach sprawowana jest Msza Wieczerzy Pańskiej. Dwa tysiące lat temu tego dnia wszystko było już gotowe na rozegranie się największego dramatu w dziejach świata. Dramatu z zaskakującym zakończeniem. Bóg, który stał się człowiekiem dla naszego zbawienia, wkrótce przyjmie zadane Mu przez ludzi cierpienie i śmierć, ale trzeciego dnia zmartwychwstanie. Jezus, świadom, że ma nastąpić Jego koniec, zaprasza swoich uczniów na ostatnią wieczerzę. W tradycji żydowskiej było to wspominanie cudu wyjścia Izraela z Egiptu i zawarcia przymierza z Bogiem na Synaju. Jezus nadał tej wieczerzy nowy sens: dla wierzących w Niego będzie to odtąd wspominanie i uobecnianie Jego zbawczego przejścia ze śmierci do życia i zawarcia w Jego krwi nowego i wiecznego przymierza Boga z ludźmi. Przez Jego śmierć i zmartwychwstanie każdy, kto w Niego uwierzy, będzie miał życie wieczne.

Sprawowana w wielkoczwartkowy wieczór Msza Wieczerzy Pańskiej to szczególne wspomnienie tego właśnie wydarzenia. Wybrzmiewa to niezwykle mocno w Modlitwie Eucharystycznej, gdy kapłan, wypowiadając słowa: „On to w dzień przed męką za zbawienie nasze i całego świata”, dodając w ten jeden dzień w roku: „To jest dzisiaj”. Eucharystia ta od innych różni się niewielkimi, ale wymownymi obrzędami. W liturgii słowa słyszymy najpierw opowieść o cudownej interwencji Boga w dzieje Izraela, jaką było wyjście z Egiptu. Dla nas to przypomnienie, że Bóg może wszystko, a jednocześnie przypomnienie sensu żydowskiej Paschy. W drugim czytaniu przytoczone jest świadectwo ustanowienia Eucharystii – słyszymy, jak Jezus nadaje uczcie paschalnej nowy sens, zapowiadając w niej swoją śmierć, a uczniom nakazuje ją sprawować na Jego pamiątkę. Ewangelia w tym kontekście zaskakuje najbardziej. To fragment dzieła św. Jana, który opowiada, co Jezus zrobił przed rozpoczęciem wieczerzy: On, Mistrz, przyjmując rolę sługi, umył swoim uczniom nogi.

Jako że ustanowienie Eucharystii wiąże się też z ustanowieniem sakramentu posługi tych, którzy mają go sprawować – kapłanów, po homilii następuje tego dnia różniący się mocno od zwyczajnego biegu Mszy św. obrzęd: umywanie nóg. Celebrans, naśladując gest Jezusa, a jednocześnie przypominając samemu sobie, że przewodzenie wspólnocie wierzących ma być służbą, umywa nogi wybranym uczestnikom eucharystycznego zgromadzenia. Potem Eucharystia toczy się już normalnym tokiem prawie do końca.

Prawie, bo przecież przed wiekami w Jerozolimie Jezus po ostatniej wieczerzy nie poszedł spać. Były pełna lęku modlitwa w Ogrójcu, pojmanie, opuszczenie przez uczniów, nawet przez najbardziej gorliwego Piotra... Rozpoczęła się Jego męka.

Może to zaskakujące, ale liturgia tego wieczoru też właściwie się nie kończy. Nie ma błogosławieństwa, nie ma rozesłania, zwykle kończącego Mszę św. Przygotowanego do rozdania na następny dzień Ciała Pańskiego nie wkłada się do tabernakulum, ale przenosi do tzw. ciemnicy: miejsca, gdzie wierzący przez najbliższe godziny będą adorowali Jezusa, wspominając Jego cierpienia. A gdy kapłan i służba liturgiczna wrócą do zakrystii, nastąpi jeszcze jeden nieznaczny gest – ołtarz zostanie obnażony. Zdjęty zostanie z niego obrus i usunie się inne ozdoby. Zacznie się pełne umartwienia wspominanie zbawczej męki. Aż do nocy zmartwychwstania nie będzie radosnej Eucharystii.

Przeczytaj także:

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.