publikacja 11.02.2021 00:00
Ten obraz może zaskoczyć wszystkich, którzy kojarzą św. Walentego jako patrona zakochanych. Tymczasem widzimy biskupa w szatach liturgicznych, który modli się nie nad młodą parą, tylko nad jakimś człowiekiem w czerwonym stroju leżącym na ziemi.
Leonhard BeckŚw. Walenty olej na desce, ok. 1510Muzeum zamkowe, Coburg
Nie jest to bynajmniej wizerunek odosobniony. Święty Walenty, biskup rzymskiego miasta Terni i męczennik, który żył w III wieku, wprawdzie rzeczywiście został ogłoszony pod koniec średniowiecza patronem zakochanych, ale obrazy z tego okresu przedstawiają go przeważnie w towarzystwie... chorych na epilepsję. Dlaczego? Wszystko wskazuje na to, że pomylono Walentych.
W V wieku w rzymskiej prowincji Recja żył inny biskup o tym samym imieniu, który został wyniesiony na ołtarze. Zasłynął on właśnie leczeniem epileptyków. Dzień tego świętego obchodzono pierwotnie 7 stycznia, ale w średniowieczu stopniowo zacierała się świadomość, że chodzi o różne osoby. Walenty – patron zakochanych – był popularny w innych regionach niż Walenty – patron epileptyków. Rozszerzanie się ich kultów doprowadziło do złączenia obu tradycji.
Najwięcej wizerunków św. Walentego pochodzi z południowych Niemiec, Austrii i wschodniej Szwajcarii. Te terytoria składały się na dawną rzymską prowincję Recja, gdzie przez całe średniowiecze silny był kult Walentego – lekarza chorych na padaczkę. Tego właśnie świętego widzimy na obrazie Leonharda Becka.
Współczesnego widza może zaskoczyć dysproporcja wielkości pomiędzy świętym biskupem a leżącym na ziemi epileptykiem. To rezultat maniery artystycznej powszechnej w średniowieczu. Aby niewykształceni widzowie dzieła prawidłowo odbierali jego wymowę, osoby najważniejsze malowano na obrazie jako największe, a najmniej znaczące jako najmniejsze. Dlatego święty był zwykle przedstawiany jako ktoś większy od zwykłego człowieka, nawet księcia czy rycerza, a najbiedniejsi, „maluczcy”, byli ukazywani z kolei jako mniejsi od tych „szlachetnie urodzonych”.
Leszek Śliwa
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.