Trzy dusze

Barbara Gruszka-Zych

|

GN 5/2021

publikacja 04.02.2021 00:00

Mistrz Stanisław Marduła, opowiadając o pracy nad skrzypcami, jakby wykładał teologię. – Kiedy lutnicy wkładają duszę do instrumentu, są przekonani, że kończą zajmowanie się profanum, a przechodzą do sacrum – mówi.

Stanisław Marduła długie godziny spędza w swojej pracowni lutniczej w domu w Zakopanem. Stanisław Marduła długie godziny spędza w swojej pracowni lutniczej w domu w Zakopanem.
Henryk Przondziono /foto gość

Bo każdy nowy instrument, który nazywa swoim dzieckiem, właśnie wtedy zaczyna żyć. Wydał świadectwa autorskie 250 instrumentom, a więc tyle ma dzieci. – Dusza, a właściwie duszka, w skrzypcach i w innych instrumentach smyczkowych to magiczny świerkowy kołeczek, wstawiany na wcisk pomiędzy obie płyty pod struną wiolinową z lewej strony instrumentu – pokazuje.

Gdy wyjaśnia mi, jakie funkcje spełnia duszka, mam wrażenie, że definiuje coś tak nieuchwytnego jak dusza nieśmiertelna, którą ma każdy z nas: – Ma chronić płytę przed załamaniem pod ciężarem strun, jak również przenosi drgania instrumentu z płyty wierzchniej na spodnią, wzmacniając rezonans.

Oczy kłamią

To niesamowite, że lutnik z kawałków drewna, klejów, żywic, farb naturalnych i spirytusu w zbudowanym przez siebie pudełku skrzypiec zamyka nieskończoną ilość dźwięków, które wydobywa muzyk. – Potrafimy tchnąć ducha w przestrzeń – opowiada. A wszystko dokonuje się przy pomocy narządów zmysłu – nie tylko oczu, ale też dotyku. – Artysta lutnik, mając oczy, zmienia się w niewidomego, który za pomocą dotyku określa przestrzenny obraz instrumentu – objaśnia. – Dotyk przy projektowaniu sklepień jest równie ważny jak wzrok.

Dostępne jest 13% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.