Przywrócili mi nadzieję!

ks. Robert Skrzypczak

|

GN 5/2021

Kto spotkał Chrystusa zmartwychwstałego, nosi w sobie wewnętrzny nakaz głoszenia innym Ewangelii. Nieraz ten nakaz jest przyduszony lękiem przed zbłaźnieniem się i odrzuceniem przez innych.

Przywrócili mi nadzieję!

Łatwo pomyśleć: to nie moja sprawa. Od tego są księża i zakonnice. Tymczasem wewnętrzny przymus głoszenia Bożej miłości innym jest nie tylko dobrem wnoszonym w cudze życie, ale i czymś ratującym nas samych. Bo wiara rośnie, gdy jest przekazywana.

Wpadło mi niedawno w ręce świadectwo pewnej rodziny, która od lat jest na misji ewangelizacyjnej we Francji, w rejonie, w którym Chrystus został niemal całkowicie wymieniony na Marksa i Mahometa. „Przyszedł do nas ks. proboszcz i pytał, kto jest gotowy iść z nim od drzwi do drzwi, dawać świadectwo i zapraszać na katechezy w parafii. Ponieważ nikt się nie zgłosił, powiedziałem, że ja z nim pójdę. Teraz chodzimy razem. Wygląda to tak, że Louis Marie rozmawia z tymi ludźmi, z czego ja niewiele rozumiem. Kiedy jest jakaś chwila ciszy, jest to dla mnie znak, że mam wyrecytować swoje wyuczone na pamięć świadectwo. Ponieważ mówię im tylko o tym, co Bóg zdziałał w moim życiu, oni również zaczynają opowiadać o swoim życiu, a są to historie, które mi się często nie mieszczą w głowie. Spotykamy tak strasznie cierpiących ludzi. Często te wielkie, piękne domy są grobowcami, gdzie mieszka jedynie jakaś samotna staruszka z pieskiem, do której nikt poza dobrze zorganizowaną pomocą społeczną nie przychodzi. Spotykamy mnóstwo osób samotnych, po rozwodach, młodych, starych, różnych. Spotkaliśmy tylko kilka par małżeńskich i we wszystkich tych związkach było jakieś cierpienie: rozwody, śmierć, choroba, samobójstwo dziecka… Patrząc na tę biedę, nie możemy nie głosić Dobrej Nowiny. Ale jak ich przekonać, że jest Bóg, który zbawia, który może ich wyrwać z tego ich nieszczęścia, tak jak nas wyrwał? Mamy dla nich słowo zbawienia, ale oni mogą nie uwierzyć w to słowo i je odrzucić”.

Nawet jeśli słowo Boga jest głoszone za darmo, w pewnej chwili chciałoby się zobaczyć i skosztować, choć trochę, owoców ewangelizacji. Serce głosiciela też jest stęsknione pocieszenia. Czytam w świadectwie moich ewangelizatorów z Francji: „Ktoś mi powiedział, że widział na dworcu w Tulonie miejscowego biskupa. Wychodzę na peron, patrzę, rzeczywiście jest. „Księże biskupie! Księże biskupie! Ksiądz nam pobłogosławi! Jesteśmy misjonarzami. Przyjechaliśmy do tego miasta, żeby głosić Dobrą Nowinę”. „Komu?” – spytał. „Wszystkim. Wczoraj głosiliśmy tym ubogim, którzy są tu, na dworcu”. Biskup się rozejrzał, podszedł do jednego z kloszardów i zapytał: „Co oni ci głosili?”. „Mówili mi, że Bóg mnie kocha i że chce mi przebaczyć wszystkie moje grzechy”. „I co jeszcze?” „Nic więcej”. Biskup odwrócił się: „Nie mam czasu. Właśnie nadjeżdża mój pociąg”. I odszedł na peron. Kloszard zerwał się na nogi i zaczął gonić biskupa: „Księże biskupie! Ksiądz im pobłogosławi, bo oni przywrócili mi nadzieję!”. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.