To oni są winni?

Marcin Jakimowicz

Prawdziwe do bólu stwierdzenie Tomasza à Kempis: „Jaki kto jest wewnątrz, taki widzi świat zewnętrzny” pokazuje, że źródło problemu nie tkwi w pełnych zawirowań czasach, chaosie i zgiełku postchrześcijańskiego świata. To ty masz problem.

To oni są winni?

Przyznaję: dostałem tymi słowami w twarz. Uwierały mnie, rezonowały, drążyły. Prawdziwe do bólu stwierdzenie, które zanotował Tomasz à Kempis: „Jaki kto jest wewnątrz, taki widzi świat zewnętrzny” z chirurgiczną precyzją obnażyło moje motywacje i intencje. Najłatwiej wskazać oskarżycielskim palcem na innych i w nich widzieć źródło problemu. 

Gdyby Jezus zapowiedział, że jedynie część zła, które toczy nas, jak duchowy nowotwór, pochodzi z naszego wnętrza, a reszta to wina czynników zewnętrznych…. Ale nie, był jednoznaczny, a Jego słowa: „CAŁE to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym”, nie pozostawiają miejsca na domysły, „co poeta chciał powiedzieć”. „Całe to zło z wnętrza pochodzi”. 

„Jaki kto jest wewnątrz, taki widzi świat zewnętrzny”. Co to znaczy? Możesz pozostać czystym i zachować pokój serca nawet w jaskini lwów, pośród bombardowania wyuzdanymi reklamami i głośnego rechotu świata. Pokój serca nie ma nic wspólnego ze świętym spokojem i brakiem zawirowań. Jego istotę zdradza ewangeliczna scena burzy na jeziorze. Fale miotają łodzią, umierający ze strachu uczniowie robią w popłochu przedśmiertny rachunek sumienia, a Jezus jak gdyby nigdy nic… smacznie śpi. „Pośród tego zgiełku, a może pod nim, pod jego powierzchnią, płynie spokojna rzeka ciszy ‒ przypomina dominikanin o. Wojciech Surówka ‒ Pomimo całego zgiełku związanego z naszym życiem, gdzieś głęboko w nas możemy znaleźć źródło ciszy i pokoju.”

Niezwykle łatwo (przoduje w tym kilka „katolickich” portali, które prześcigają się w głośnym tupaniu nogami na zepsuty świat i kojarzą się jedynie z ikonkami smutnej albo oburzonej buźki na Facebooku), zwalić winę na innych: na hierarchię, Watykan, ponarzekać na pełne zawirowań czasy, powzdychać i z tęsknotą rozpamiętywać, że „kiedyś było jakiś fajniej”. Diagnoza jest poważniejsza: jeśli wątpliwości, narzekanie i biadolenie jest w nas silniejsze niż zachwyt nad zwycięstwem Jezusa na krzyżu i paschalny okrzyk radości, to znaczy, że jesteśmy chorzy. Zapomnieliśmy o pierwotnej miłości. 

Problemem – podpowiada Tomasz z Kempen - nie jest chaos i zgiełk postchrześcijańskiego świata, ale choroba naszego serca. To tu wytryska źródło rozgoryczenia, a zwątpienie, zgorzknienie i narzekanie stają się rakiem toczącym nasze życie. Lekarstwem, jak zawsze, jest przylgnięcie do serca Jezusa i wsłuchanie się w Jego delikatny, pełen czułości szept: „Odwagi! Jam zwyciężył świat”.