Ruch na rzecz otwierania firm pomimo lockdownu nie eksplodował, ale powoli się rozrasta. Czy doprowadzi do zniesienia obostrzeń?
Pracownicy sanepidu w asyście policjantów kontrolują przyjmujące klientów restauracje i bary.
Pawel Murzyn /east news
Kontrola z sanepidu w asyście policji już była. Sporządzono protokół, którego nie podpisałem, bo nie zgadzam się z jednym z twierdzeń. Spodziewam się nałożenia kary, ale będę walczył w sądzie – zapowiada Bogdan Bartkowski, właściciel Bistra 35 w Płocku. W drugiej połowie stycznia otworzył lokal pomimo obowiązującego zakazu. Podobnie postępuje coraz więcej właścicieli firm podlegających lockdownowi.
Straty co miesiąc
Bogdan Bartkowski opowiada, że otworzył swój lokal w lutym zeszłego roku. Miesiąc później z powodu pandemii bary i restauracje w całym kraju zamknięto. W czerwcu otwarto je na pewien czas, potem znów wprowadzono lockdown. Dochód ze sprzedaży jedzenia na wynos i dowóz nie wystarcza, żeby utrzymać bistro. – Może pizzerie sobie radzą w takich warunkach, ale ja serwuję dania obiadowe – tłumaczy właściciel. – Od 16 marca nawet nie zbliżyłem się do obrotów z lutego. W najlepszym miesiącu miałem może 40 proc. tej kwoty, w kwietniu był zupełny przestój, w listopadzie tragedia.
Jak dodaje, na szczęście nie ma do spłacenia kredytów, ale zainwestował w lokal ponad pół miliona złotych, a teraz dokłada nieraz po 10–15 tys. zł w ciągu miesiąca. Tarcza Polskiego Funduszu Rozwoju nie objęła jego firmy, bo w związku z tym, że prowadzi działalność od niedawna, nie mógł wykazać straty dochodów w porównaniu z zeszłym rokiem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.