Zapłacony rachunek

Marcin Jakimowicz

Nie muszę bawić się we frankowicza, który stara się zminimalizować raty. Wszystko jest zapłacone. Po takim oczyszczającym doświadczeniu człowiek już nie zaśpiewa: „i próżny dla nas Twej męki trud”.

Zapłacony rachunek

Wszystko zaczyna się od przyjęcia, że karę wziął na siebie Jego Syn. Że zamiast mnie został skatowany niewinny Baranek. Jezus dostał to, na co ja zasłużyłem, abym mógł dostać to, na co On zasłużył.
To punkt wyjścia. Bez głębokiego doświadczenia tego paschalnego wydarzenia chrześcijaństwo pozostanie systemem moralnych zakazów i nakazów, których będziemy używali jako straszaka: nie grzesz, chodź do kościoła, noś czapkę.
Podczas największego życiowego kryzysu doświadczyłem tego, że nie jestem Bogu nic winien. Jedyne, co jako proch mogę zrobić, jest odpowiedź miłością na Jego miłość. Dotąd cały czas starałem się wypłacić. I nagle, w ogromnej ciemności, przeczytałem słowa z krzyża: „Wykonało się”, czyli dosłownie: „zapłaciłem”. Zrozumiałem, że nie muszę się bawić we frankowicza, który stara się zminimalizować raty. Wszystko jest zapłacone. Po takim oczyszczającym doświadczeniu człowiek już nie zaśpiewa: „i próżny dla nas Twej męki trud”.
„Nasza słabość otworzyła nam niebo, bo sprowadziła na nas miłosierdzie Boga” – pisał Thomas Merton.
Wielokrotnie wspominałem tę sytuację: siedzieliśmy w gronie znajomych i ktoś zapytał: „To już nie obowiązuje prawda: «Bóg za złe karze»?”. I wtedy odezwał się mój kolega. „To prawda – powiedział – Ale kto przyjął karę? Jego Syn”. Zapadła cisza jak makiem zasiał. Biblia jest jednoznaczna: „Zapłatą za grzech jest śmierć”. Jezus zapłacił tę cenę.
- Bóg w osobie swego Syna postanawia ponieść karę zamiast ludzi. Oto wyraz Jego szaleńczej miłości! Bo Bóg jest jednocześnie absolutnie miłosierny i absolutnie sprawiedliwy – wyjaśnia wrocławski biblista ks. prof. Mariusz Rosik - Na określenie miłosierdzia autorzy Starego Testamentu używają rzeczownika oznaczającego „wnętrzności” (w liczbie pojedynczej „łono matki”). Rahamim w tym kontekście wskazuje na bardzo głęboką, „wewnętrzną” więź, która łączy dwie osoby przez pokrewieństwo. Właśnie taka postawa cechuje Boga w stosunku do człowieka. Mówił o niej Jeremiasz: „Czy Efraim nie jest dla Mnie drogim synem lub wybranym dzieckiem? Dlatego się skłaniają ku niemu moje wnętrzności; muszę mu okazać miłosierdzie” (Jr 31,20).