Zamknięci

Agata Puścikowska

|

GN 1/2021

publikacja 06.01.2021 00:00

Gdy połowa Polaków narzeka na brak imprez, tysiące osób nie wychodzi z pokojów…

Mimo starań personelu nic nie zastąpi pensjonariuszom DPS-ów kontaktów z bliskimi. Mimo starań personelu nic nie zastąpi pensjonariuszom DPS-ów kontaktów z bliskimi.
henryk przondziono /foto gość

Są więźniami pandemii. Od marca spędzają całe dnie w pokojach, w najlepszym razie na korytarzach. Nawet na stołówkę już wyjść nie mogą. Mieszkańcy domów pomocy społecznej – kobiety i mężczyźni w różnym wieku, nie skarżą się głośno. Bo i komu mieliby się poskarżyć? Czekają na lepszy czas, który wciąż nie nadchodzi. Czekają, z ich perspektywy – w nieskończoność. I z coraz większą rezygnacją.

Narodowy lament

Dyskusję wywołał Paweł Ilecki, antropolog kultury, doktorant UW, od 23 lat w kryzysie bezdomności, który mieszka w jednym z warszawskich DPS-ów. Na swoim profilu face­bookowym napisał pod koniec grudnia ubiegłego roku:

„Wkurza mnie już ten narodowy lament i jeremiada nad utraconym Sylwestrem 2020/21. Ponad 100 tys. osób, mieszkańców dps-ów w całej Polsce od marca przebywa w totalnej izolacji. Zakaz wyjść i co najgorsze zakaz odwiedzin. Samotna Wigilia, samotne Święta, samotny Nowy Rok. Personel robi co może, ale to nie to, co kontakt z dziećmi, z rodziną. Przed pandemią bywało w tygodniu kilkanaście, a w święta dużo więcej osób odwiedzających – dzieci, rodzin, przyjaciół. Ja jestem na prawie 80 współmieszkańców wyjątkiem – działam online: prowadzę zajęcia dla studentów, uczestniczę w konferencjach, webinariach, spotkaniach, a nawet gram w teatrze. Płaczę, gdy widzę starsze, schorowane osoby, które nie rozumieją, dlaczego od miesięcy nie widzą swoich najbliższych. Pomyślcie o tym”.

Dostępne jest 17% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.