Co za rok!

Marcin Jakimowicz

To był rok, w którym dałem Mu nieskończenie wiele dowodów, by przestał mnie kochać, ale żaden z nich Go nie przekonał.

Co za rok!

To był rok, w którym badał mnie ogniem i nie znalazł we mnie wierności, ale pokazał, że On sam jest wierny i nie złamie danego mi słowa.
To był rok, w którym sądziłem moich braci, a więc będę osądzony.
To był rok, w którym dałem Mu nieskończenie wiele dowodów, by przestał mnie kochać, ale żaden z nich Go nie przekonał.
To był rok, w którym często wchodziłem na drogę Złego, skupiając się na katolicko-katolickiej jatce, podziałach i na tym, co nas różni. To podcinało mi skrzydła i sprawiało, że zbyt często zapominałem o zasadniczej misji: szukaniu jedności i budowaniu mostów.
To był rok, w którym napisałem na tę stronę niemal 90 biblijnych komentarzy, ale i tak wszystkie są „słomą” wobec tego, jaki On jest naprawdę.
To był rok, w którym moi bracia i siostry na ulicach kazali mi wypierd…, a ja często nie potrafiłem odpowiedzieć im błogosławieństwem.
To był rok, w którym Bóg pokazywał mi nieustannie, że jest miłosierny, a „godzina łaski” trwa u Niego 24/7.
To był rok, w którym dostałem alergii na wszelkiej maści spotkania i konferencje online i baaaardzo doceniłem to, czym jest uwielbienie/pójście na mecz/piwo/spacer w realu.
To był rok skupiania się na detalach, drobnostkach, zachwytu nad tym, wobec czego dotąd przechodziłem obojętnie.
To był rok wielkiej tęsknoty.
To był rok, w którym dla części społeczeństwa byłem zamkniętym katolem, dla części przedstawicielem „Kościoła otwartego”, dla części talibem i ortodoksem. „Wybiegasz przed szereg” – mówili jedni. „Wleczesz się z tyłu” – wołali drudzy. Dla jednych byłem zwiedzonym charyzmatykiem, dla drugich katobetonem, a dla Niego synem.
I powiem Wam szczerze: ta relacja mi wystarcza.