Rozumieć i reagować

Marek Jurek

Nieobojętność – najmocniejszy szaniec Rzeczypospolitej.

Rozumieć i reagować

Trzeba zrozumieć zachodzące „zmiany społeczne i kulturowe”? Oczywiście, ale po to, by je właśnie zrozumieć i by na nie reagować; bo która właściwie rewolucja nie była fenomenem (cudzysłów umieszczam świadomie) „pokoleniowym”?

Tolerancja – tak! I to nie tylko ta, która zamierza zapobiec większemu złu, ale również ta, która – pamiętają o tym wszyscy, którzy z uwagą czytali „Ci riesce” Piusa XII – ma na względzie „większe dobro”. Ale dziś Polsce potrzebny jest nie tyle dialog (który zawsze jest możliwy o tyle, o ile mamy wspólne kryteria, a który wymaga przynajmniej zgody co do faktów), ile przywrócenie suwerennej władzy Rzeczypospolitej. Nie jest możliwy dialog z tymi, którzy dopuszczają się gwałtu na samym języku. Natomiast przywrócenie suwerennej, niepoddającej się naciskom władzy to szansa i dla dialogu, i dla tolerancji.

Święty Pius X pisał w „Notre charge apostolique”, że „skoro w społeczeństwie zdarzają się istoty zepsute (a zawsze takie pojawiać się będą), im groźniejszy jest ich egoizm – tym silniejsza powinna być władza”.

Czytam sobie w „Wyborczej”, że afera Szájera na Węgrzech (homoseksualna kompromitacja znanego polityka prawicy) „ujawniła przy okazji skalę kontroli węgierskiej władzy nad informacjami w kraju, w którym niezależne media przestały istnieć”. I tak sobie myślę, że milczenie mediów o licznych przypadkach agresji wobec obrońców kościołów w ostatnich dniach października „ujawniło przy okazji skalę kontroli Sorosa nad informacjami w Polsce, gdzie – gdyby nie stacje, gazety i portale katolickie i prawicowe – niezależne media w ogóle przestałyby istnieć”.

Agnieszka Kublik, na łamach tej samej „Wyborczej”, lamentując nad rzekomo nadchodzącym „polexitem”, zwierza się, że należy do „pokolenia, które w dołączeniu do Europy widzi nasz cywilizacyjny wybór wolności, rozwoju, otwartości, wolnych sądów, niezależnych mediów, równości i sprawiedliwości i wybór Polski bez stosów, ksenofobii, nienawiści”. No pięknie, okazuje się więc, że Polska Mazowieckiego, Olszewskiego i Pawlaka była krajem dogasających (jak rozumiem) „stosów, ksenofobii, nienawiści”. A może to wniosek przesadny, może pani Kublik chodzi jedynie o zawieszone nad Polską nieustające zagrożenie „stosami, ksenofobią, nienawiścią”? I o ochronę przed tymi, którzy je zawiesili? Bo w każdym razie, jeśli dobrze rozumiem Agnieszkę Kublik, owe ponad 16 milionów Polaków, którzy nie głosowali za wstąpieniem do Unii Europejskiej, co najmniej zgadzało się na „stosy, ksenofobię i nienawiść”. Unia nas przed nimi uratowała. Ale pozostaje pytanie: czy w kraju z tak strasznym społeczeństwem, z tak straszną kulturą i przeszłością „Gazeta Wyborcza” widzi jakąkolwiek możliwość funkcjonowania konkurencyjnej demokracji i politycznego pluralizmu? Czy nie niosą one zbyt wielkiego ryzyka „stosów, ksenofobii, nienawiści”? Pozostawiając propagandystom z Czerskiej medytację nad tą trudną kwestią, warto uświadomić sobie jeden logiczny wniosek płynący z ich analiz polskich wyborów, głosowań i społeczeństwa. Rzeczywiście, „ten kraj” może funkcjonować tylko pod dobrym zagranicznym nadzorem.

Przemoc strukturalna: powtarzanie po raz sto pierwszy tego samego komunału („argumentu”) komuś, kto już sto razy na to odpowiedział.

Rządząca w Hiszpanii skrajna lewica postanowiła zagwarantować wszystkim obywatelom „pomoc w umieraniu”. Ma ona przysługiwać między innymi osobom doświadczającym „nieznośnego cierpienia psychicznego”. Wprowadzający to „prawo” minister zdrowia, deklarujący się jako katolik, kataloński socjalista Salvador Illa, nazwał je zwycięstwem „rozsądku i człowieczeństwa”. Często słyszymy, że przyczyną załamania duchowego katolickiej Hiszpanii była funkcjonująca po wojnie domowej „dyktatura”. Ale tragicznej dechrystianizacji Irlandii czy w Quebecu nie poprzedziły żadne dyktatury. Społeczeństwa katolickie żyły tam w idealnej demokracji, w takiej, o jaką również my walczyliśmy. Misterium nieprawości nie tłumaczą warunki historyczne, zło może posłużyć się każdym pretekstem. Czymś, co otwiera mu drogę – jest jedynie paraliż duchowy, moralny, polityczny. Przekonanie, że nie można i nie należy się mu przeciwstawiać. •