Festiwal pandemiczny

Edward Kabiesz

Czy tegoroczny Festiwal Filmów Fabularnych w Gdyni rzeczywiście był potrzebny?

Festiwal pandemiczny

Po kilku zmianach terminów wymuszonych przez pandemię tegoroczny Festiwal Polskich Filmów Fabularnych odbył się w grudniu. Filmy udostępniano wyłącznie w sieci, mogli je oglądać tylko ludzie z branży i dziennikarze. Okazało się jednak, że z 14 zakwalifikowanych do Konkursu Głównego tytułów prawie jedna trzecia nie była dostępna dla akredytowanych przy festiwalu dziennikarzy. Nie zgadzali się na to ich dystrybutorzy, bojąc się prawdopodobnie piractwa.

Okazuje się, że filmów wspieranych i dotowanych przez Polski Instytut Sztuki Filmowej, który jest jednocześnie jednym z organizatorów festiwalu, nie można na nim pokazać. Świadczy to chyba tylko o poważaniu, w jakim studia i dystrybutorzy mają gdyński festiwal i jego organizatorów. Podważa to również sens istnienia festiwalu w obecnym, pandemicznym kształcie. Może wystarczyłoby po prostu dostarczyć jurorom zestaw zakwalifikowanych filmów, a nie finansować kosztowną festiwalową machinę organizacyjną i techniczną. Zaoszczędzone fundusze można byłoby przeznaczyć np. na wsparcie dla znajdujących się obecnie w trudnej sytuacji ludzi kina. Można odnieść wrażenie, że festiwal został zorganizowany wyłącznie po to, by rozdać nagrody. Czy nie należało raczej poczekać do przyszłego roku, kiedy być może zwolni epidemia i pokazać w konkursie tytuły z dwóch ostatnich lat?

Trudno ustosunkować się do werdyktu jury, skoro nie mogliśmy zobaczyć wszystkich filmów. Biorąc pod uwagę te, które zostały nam udostępnione, wydaje się, że w przyszłym roku widzowie, jeżeli kina przeżyją pandemię, nie będą mieli wiele powodów do radości. Wątpię też, by z nielicznymi wyjątkami w ogóle się nimi zainteresowali. O wartości festiwalowych produkcji może też świadczyć fakt, że Złote Lwy, główna nagroda festiwalu, przyznane zostały filmowi… animowanemu.