Modlitwa i wsparcie

Nowy numer 50/2020

publikacja 10.12.2020 00:00

Kościół w grudniu 1970 r. nie miał wielu możliwości reagowania na masakrę robotników na Wybrzeżu. Zabrał głos w obronie praw narodu, wezwał do modlitwy za ofiary i wsparł materialnie poszkodowanych.

Modlitwa i wsparcie Edmund Pepliński /pap

Prymas Polski na bieżąco śledził wydarzenia na Wybrzeżu. 18 grudnia spotkał się z posłem Januszem Zabłockim z koła poselskiego „Znak”. Polityk poinformował go o możliwych przetasowaniach na szczytach władzy. Zasugerował wstrzymanie odczytania listu o zagrożeniu demograficznym narodu, uchwalonego przez episkopat 4 września 1970 r. Władza obawiała się, że list przeznaczony do odczytania w Boże Narodzenie obciąży konto rządzących, obarczonych odpowiedzialnością za złą sytuację demograficzną. W sprawie listu prymas jeszcze się wahał, ale jasno powiedział Zabłockiemu, że w obliczu dramatu robotników Wybrzeża Kościół nie może milczeć. Zasugerował, aby poseł namawiał rząd do wycofania się z podwyżek cen artykułów spożywczych. Dopiero po konsultacjach z sekretarzem Episkopatu Polski bp. Bronisławem Dąbrowskim zdecydował, aby listu w obecnej sytuacji nie czytać. Poinformował o tym biskupów uczestniczących 29 grudnia w posiedzeniu Rady Głównej Episkopatu. Przekonywał, że nadal utrzymuje się napięcie w kraju i istnieje obawa, że wypadki mogą się wymknąć spod kontroli.

Po posiedzeniu Rada Główna skierowała przesłanie „do wszystkich rodaków w sprawie wypadków grudniowych”. Biskupi wyrazili ból z powodu tragedii i wezwali władzę do zaprzestania przemocy. Zaapelowano do rządzących, by potwierdzili prawa i wolności społeczne, przede wszystkim wolność sumienia i życia religijnego, prawo do swobodnego kształtowania kultury własnego narodu, do sprawiedliwości społecznej oraz prawdy w życiu publicznym. Uzupełnieniem przesłania był list pasterski Episkopatu Polski zatytułowany „Ulice miast Wybrzeża spłynęły krwią”, skierowany do wiernych 27 stycznia 1971 r. Zaapelowano w nim m.in. o pomoc materialną dla rodzin, których bliscy zginęli na Wybrzeżu.

Władza rozmawia z biskupem

Władza chciała wciągnąć biskupa gdańskiego Edmunda Nowickiego do pacyfikacji buntu. Już 15 grudnia urzędnicy administracji wyznaniowej sugerowali, aby wezwał do spokoju i przestrzegł przed udziałem w protestach. Biskup odrzucił te warunki, a po masakrze, do jakiej doszło w Czarny Czwartek, wezwał do modlitwy za ofiary pacyfikacji. Do rozmowy biskupa z przewodniczącym Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej Tadeuszem Bejmem doszło dopiero 22 grudnia. Poruszano w niej m.in. sprawę tajnych, nocnych pochówków zastrzelonych na ulicach Gdańska, bulwersujących opinię publiczną. Bejm zapewniał, że wszystkich pogrzebano z zgodnie z obrzędami pogrzebu oraz w obecności rodzin i kapłanów. Dla strony kościelnej był to jednak problem. Obawiano się, że udział kapłanów w tych pochówkach będzie odbierany jako forma legitymizacji bezprawia. Z dokumentów bezpieki wynika, że co najmniej jeden z gdańskich kapłanów odmówił udziału w takim pogrzebie. Uczestniczył w nich natomiast kapelan z kościoła garnizonowego.

23 stycznia 1971 r. władza ponowiła prośbę o apel biskupa o zachowanie spokoju i nieuleganie prowokacjom. Strona kościelna stawiała własne, nierealizowane od wielu lat postulaty, zwłaszcza erygowania nowej parafii na Przymorzu, gdzie budowano ogromne osiedle mieszkaniowe. Żadna ze stron jednak niczego w trakcie tych spotkań nie osiągnęła.

Inna była sytuacja w Gdyni, należącej do diecezji chełmińskiej. Biskup Kazimierz Kowalski przebywał w tym czasie w swej rezydencji w Pelplinie. Dopiero później kapłani z Gdyni poinformowali go o tym, co się wydarzyło w mieście. Swoją ocenę wydarzeń bp Kowalski przedstawił publicznie 9 lutego 1971 r. podczas spotkania z dziekanami. W jego ocenie za tragedię odpowiadał propagowany przez partię ateizm państwowy. Wielu księży z Gdyni nie kryło rozczarowania taką oceną tragedii, której byli bezpośrednimi świadkami. W obu diecezjach – gdańskiej i chełmińskiej – wykorzystano okres kolędowy do zbierania informacji na temat prawdziwej liczby zabitych i poszkodowanych oraz organizowania pomocy dla dotkniętych tragedią rodzin. Pieniądze przekazywano parafialnym radom charytatywnym. Następnie proboszczowie w obecności co najmniej jednego świadka przekazywali je potrzebującym.

Apele o spokój

Sytuacja w Szczecinie była jeszcze bardziej skomplikowana. Miasto należało do rozległej Administracji Apostolskiej z siedzibą w Gorzowie Wielkopolskim, podlegającej bezpośrednio Stolicy Apostolskiej. Na jej czele stał bp Wilhelm Pluta. Wiedział, że wielu kapłanów ze Szczecina jest przerażonych dramatem, jaki tam się rozegrał 17 i 18 grudnia. Kiedy 20 grudnia odbyło się spotkanie proboszczów z ks. dziekanem Zygmuntem Szelążkiem, w mieście nadal było niespokojnie. Strajkowała Stocznia im. A. Warskiego i blisko sto innych zakładów. W dyskusji podkreślano, że trzeba zrobić wszystko, aby młodzież nie została wciągnięta do protestów, gdyż groziło to zaognieniem sytuacji i kolejnymi ofiarami. Wnioski z tego spotkania wpłynęły na ton kazań szczecińskiego duchowieństwa w następnych dniach. Biskup Pluta z proboszczami Szczecina spotkał się 4 lutego 1971 r. Interesował się sytuacją materialną rodzin, których bliscy zginęli. Środki na pomoc dla nich przekazał Kurii Biskupiej w Gorzowie prywatny ofiarodawca, zastrzegając sobie prawo wglądu w listę obdarowanych osób.

W poczuciu odpowiedzialności

Reakcję Kościoła na pacyfikację robotniczych protestów w grudniu 1970 r. należy oceniać, uwzględniając złożony kontekst, w jakim przyszło działać poszczególnym biskupom i całemu episkopatowi. Jedynie bp Nowicki miał rozeznanie w sytuacji i mógł od razu reagować. Biskupi Kowalski i Pluta później dowiedzieli się o tym, co się wydarzyło w Gdyni i Szczecinie. Wszyscy obawiali się kolejnego wybuchu niezadowolenia, który mógłby przynieść dalsze ofiary. Z informacji bezpieki wynikało, że z protestującymi solidaryzowali się młodzi kapłani, starsi zachowali dystans. Jak zwykle nie zawiódł prymas Polski. Miał informacje z wielu źródeł, działał rozważnie, ale zdecydowanie. Wiedział, że Kościół musi być solidarny z robotnikami, ale chciał uniknąć konfrontacji z władzami. Dlatego zdecydował, aby nie czytać ostrego w tonie listu pasterskiego o sytuacji demograficznej, pisanego przecież w zupełnie innych okolicznościach. Liczył zapewne na to, że nowe kierownictwo partii i państwa będzie działać bardziej racjonalnie aniżeli odchodząca ekipa Gomułki, której zajadły antyklerykalizm uniemożliwiał ułożenie relacji między Kościołem a państwem. •

Dostępne jest 28% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.