Dwa rodzaje hałasu

o. Wojciech SURÓWKA OP

Wszędzie dookoła nas rozpościera się raj, a my nie rozumiemy tego.

Dwa rodzaje hałasu

Od kilku lat chodzi za mną pomysł wybrania z twórczości mistrzów duchowych tych fragmentów, które dotyczą natury. Kiedy na pierwszym roku studiów czytałem książki Tomasza Mertona, zawsze największe wrażenie robiły na mnie opisy przyrody, która otaczała opactwo. Szczególnie utkwił mi w pamięci obraz budzącej się doliny. „Najpiękniejszą chwilą dziennej pory jest ten moment, kiedy całe stworzenie w niewinności swojej prosi o pozwolenie, aby raz jeszcze mogło »być«, podobnie jak to uczyniło w pierwsze rano na początku świata”.

Jako ostatni budzi się człowiek, gdy cała przyroda odśpiewała już swój hymn i nawet wrony napełniły świat swoim krakaniem. Dopiero po nich wstaje człowiek, włącza radioodbiornik i rozpoczyna sukcesywne zagłuszanie ciszy, która panowała wokoło. Wraz z pojawieniem się internetu ten proces dokonuje się często… bezszelestnie. I choć nie pada ani jedno słowo, cisza, która jest doświadczeniem budzącego się świata, zostaje gdzieś zagubiona.

Przez ostatnie dwadzieścia lat żyłem w dużych miastach i dopiero kiedy osiadłem na Lednicy, wróciły do mnie reminiscencje z wczesnego dzieciństwa. Pola, las, horyzont. Najprostsze doświadczenie nieskończoności. Nad jeziorem mamy niewielką pustelnię, w której staram się spędzać regularnie część dnia. Nie jest to miejsce zupełnie odosobnione. W sezonie cały czas dobiegają jakieś dźwięki. Po pewnym czasie zauważyłem, że można je podzielić na dwie grupy: te, które niszczą wewnętrzną ciszę, i te, które wchodzą z nią w symbiozę. Na przykład traktor nie hałasuje, chociaż jest maszyną – natomiast ludzie często tak. W modlitwie nie przeszkadza odgłos pracy, która jest konieczna do wykonania przez rolnika, ale radio, które włączył wędkarz na przeciwległym brzegu jeziora.

Merton pisał, że „wszędzie dookoła nas rozpościera się raj, a my nie rozumiemy tego”. Być może dlatego, że jesteśmy zanurzeni w cywilizacji i kulturze. Od czasu do czasu koniecznie trzeba wyjechać z miasta i całe to nasze doświadczenie przefiltrować przez doświadczenie natury. Być może wtedy odkryjemy, co nie pozwala usłyszeć nam wołania Boga.•