Marzenia i złudzenia

Andrzej Grajewski

|

Nowy numer 50/2020

publikacja 10.12.2020 00:00

Wejście Polski do Unii Europejskiej związane było z wieloma nadziejami, nie tylko politycznymi czy ekonomicznymi, ale także duchowymi. Co zostało z marzeń o europejskiej solidarności duchowej? Ile okazało się tylko złudzeniem?

Z jakimi oczekiwaniami wchodziliśmy do UE w 2004 r.? Czy trafnie przewidywaliśmy szanse i zagrożenia związane z tym procesem? Z jakimi oczekiwaniami wchodziliśmy do UE w 2004 r.? Czy trafnie przewidywaliśmy szanse i zagrożenia związane z tym procesem?
Witold Rozbicki /east news

Jesteśmy w okresie ważnych rozstrzygnięć w sprawie budżetu Unii Europejskiej, kiedy jednocześnie dokonuje się niemająca oparcia w traktatach redefinicja najważniejszych mechanizmów jej funkcjonowania. W tym kontekście powraca debata o miejscu Polski w Unii i o bilansie uczestnictwa w tym wielkim projekcie. Warto tu także przypomnieć ważne akcenty debat toczonych na początku XXI wieku. Do jakiej Unii chcieliśmy wejść? Czy trafnie przewidywaliśmy szanse i zagrożenia związane z tym procesem? Na ile sprawdziły się nadzieje wielu europejskich chrześcijan, postrzegających proces integracji jako wezwanie do podjęcia nowej ewangelizacji naszego kontynentu?

Inna scena polityczna

Powracając do tamtych wydarzeń, warto przypomnieć, że polska scena polityczna wyglądała wówczas zupełnie inaczej aniżeli dzisiaj. Po wielkim sukcesie wyborczym w 2001 r. (wspólne listy SLD i Unii Pracy otrzymały 47 proc. głosów) w Sejmie i Senacie dominowała postkomunistyczna lewica razem z PSL. Rząd premiera Leszka Millera miał wsparcie wybranego na drugą kadencję prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Prezydent i premier mieli decydujący wpływ na przebieg procesu akcesyjnego, zakończonego wejściem do Unii Europejskiej w maju 2004 r.

Dostępne jest 14% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.