Mówiła o sobie: „jestem małym nic”. Śpiewała… unosząc się nad lipami. Żyła mimo poderżniętego gardła i przebitego na wylot serca. Widziała Ducha Świętego. Zdradził jej sekret: jest ratunek dla kapłanów.
Siostra Miriam Karmel w Betlejem, Muzeum Siostry Miriam. Foto: Roman Koszowski /Foto Gość
Kim była? Opisanie w kilkudziesięciu zdaniach absolutnie niezwykłego życiorysu Palestynki jest niewykonalne i grozi skrótem myślowym w stylu szkolnego streszczenia „Władcy Pierścieni”: „Pewien hobbit musi wrzucić pierścień do pewnej dziury. Idzie w tym celu przez trzy kolejne tomy, aż w końcu mu się to udaje”. Życie Małej Arabki obfitowało w niezwykłe wydarzenia, a ilością darów i charyzmatów, jakimi została obsypana, można by z powodzeniem obdzielić wszystkie grupy modlitewne w Europie Środkowo-Wschodniej. Sama mówiła o sobie: „Jestem małym nic”, a znajomemu kapłanowi radziła: „Proszę być małym, by nie wchodzić samotnie do nieba. Proszę być małym, a zdobędzie ksiądz dużą liczbę dusz”.– Niespotykana w przypadku innych świętych „inwazja nadprzyrodzoności” w życiu Małej Arabki jest świadectwem istnienia innego świata, świadectwem, któremu trudno się oprzeć, trudno je zanegować, świadectwem budzącym zakłopotanie sceptyków, zdumienie agnostyków, irytację ateistów – opowiada Rafał Tichy, scenarzysta świetnego filmu „Mała Arabka i Matrix”. – Już narodziny Mariam Baouardy miały znamiona cudu. Przyszła na świat między Nazaretem a Hajfą, w małej i ubogiej wiosce Aberin. Jej rodzice w kolejnych latach małżeństwa musieli pogrzebać dwanaścioro dzieci zmarłych w kołysce z niewyjaśnionych przyczyn. Udręczeni postanowili pójść z pielgrzymką do oddalonego o 170 km Betlejem, by tam w grocie Bożego Narodzenia prosić Maryję o dziecko. Zostali wysłuchani. 5 stycznia 1846 roku urodziła się im córka, której na chrzcie nadali imię Mariam.
Poderżnięte gardło
Po śmierci rodziców dziewczynka trafiła do Aleksandrii do wuja. Gdy jako 12-latka odrzuciła zaaranżowane przez rodzinę zaręczyny, wybuchł skandal. – Zalana łzami, zamknęła się w pokoju i padła przed ikoną Matki Bożej – opowiada Tichy. – Praktycznie całą noc pozostała na modlitwie. Zasnęła nad ranem.
We śnie ujrzała Maryję, która szepnęła: „Mariam, posłuchaj natchnienia, a ja ci pomogę. Nie lękaj się niczego”. Demonstracyjne zerwanie zaręczyn rozwścieczyło wuja i zgorszyło całą rodzinę. Mariam uciekła. Od znajomego, u którego szukała pomocy, usłyszała propozycję, by została muzułmanką, wyszła za niego i przyłączyła do jego rodziny. Odpowiedziała zaskoczona: „Zostać muzułmanką? Nigdy! Jestem córką Kościoła katolickiego i mam nadzieję, że pozostanę nią na zawsze”. Mężczyzna wpadł w furię. Wyciągnął kindżał i podciął dziewczynie gardło, a przekonany, że zmarła, zawinął ją w białe prześcieradło i porzucił w jakimś ciemnym zaułku.– Ślad podciętego gardła pozostał u Mariam do końca życia – wyjaśnia Tichy. – Była to blizna 10-centymetrowej długości, szeroka na centymetr. Po wielu latach życia Mariam w Karmelu lekarz ateista stwierdził, że ma uszkodzonych kilka kręgów tchawicy i że osoba z tego typu raną nie miała prawa przeżyć. Było to dla niego tak zaskakujące, że uznał to za dowód na istnienie jakiejś ponadnaturalnej rzeczywistości.
Dziewczyna została porzucona na ulicy z poderżniętym gardłem. I wówczas nastąpił splot wydarzeń, wobec których nauka jest całkowicie bezradna. Mariam wspomina, że gdy straciła przytomność, znalazła się w obliczu aniołów. Ujrzała rodziców, wielu świętych, a nawet całą Trójcę Świętą. Kiedy ocknęła się, spostrzegła, że znajduje się w jakiejś nieznanej grocie, a tuż obok niej krząta się tajemnicza, ubrana w lazurową suknię kobieta. Mała Arabka często wspominała, że jej opiekunka gotowała zupę tak smaczną, jakiej nigdy w życiu nie spożywała. Kiedy pewnego razu dziewczynka prosiła o kolejne dokładki, usłyszała: „Mariam, pamiętaj, zadowalaj się zawsze tym, co konieczne. Nie proś o więcej. Bóg ci zawsze da to, co niezbędne, ale nie jesteś w stanie przyjąć całego oceanu”. Nie prosi o więcej.Tajemnicza opiekunka zaprowadziła dziewczynę do kościoła i odeszła. Mariam zaczęła pracować jako służąca. Ukrywała się przed rodziną. W maju 1863 r. trafiła do Marsylii. Dwa lata później została przyjęta do postulatu sióstr św. Józefa. Rada zgromadzenia jest bezradna wobec ogromu nadprzyrodzonych darów, którymi zostaje obsypana Palestynka. 21-letnia Mariam zamyka się za murami Karmelu. Przyjmuje imię Maria od Jezusa Ukrzyżowanego.
Walka o ogień
Potężny głos muezina budzi senne uliczki Betlejem. Za wysokim murem straganiarze otwierają swe sklepy z kardamonem i oliwkami. Nad domami górują minarety 86 meczetów, a z wypłowiałych plakatów spoglądają twarze zabitych islamskich chłopaków. Wchodzę do spalonego słońcem betlejemskiego klasztoru karmelitanek. Wygląda jak solidna, warowna twierdza. Jego położenie, konstrukcja zapisane były w odgórnych planach, a Mariam pilnowała, by zrealizować co do joty założenia Głównego Architekta. Gdy trafiła do Ziemi Świętej, usłyszała: „W kolebce ojca mojego, Dawida, postawisz mi dom”. W czasie modlitwy ujrzała w Betlejem na wzgórzu przeciwległym do wzgórza bazyliki Bożego Narodzenia stado gołębi. „To tam zbudujemy klasztor” – zawołała. Mniszki nie miały dotąd pojęcia, że miejsce to od wieków jest nazywane wzgórzem Dawidowym, bo znajduje się na nim grota, w której Dawid został namaszczony na króla. Na spieczonej słońcem ziemi wyrasta klasztor, swym kształtem przypominający wieżę Dawidową. – Pod ołtarzem (wejście od strony klauzury) znajduje się grota, gdzie Dawid był namaszczony na króla – s. Maria Lucyna od Krzyża oprowadza nas po Karmelu. – Tu gdzieś stał dom Jessego! Mariam proroczo to widziała. Widziała też, że dokładnie w tym miejscu odpoczywała Maryja, zanim porodziła Jezusa, że tu przychodził sam Jezus przed 40-dniowym postem.
To miejsce walki. Dawid przebywał tu przed walką z Goliatem, Jezus przed zmaganiem z demonem na pustyni…– Już we francuskim Karmelu Mariam doświadczyła daru lewitacji. Pewnego dnia, gdy siostry jadły kolację, przeorysza z mistrzynią nowicjatu zauważyły, że Mariam zniknęła. Gdzie się podziała? – zachodziły w głowę. Szukały jej po całym klasztorze. Nagle usłyszały dobiegające gdzieś z ogrodu: „L’amour, l’amour” – „O miłości, o miłości”. Wybiegły na zewnątrz i przetarły oczy ze zdumienia. Mariam unosiła się nad potężnymi lipami. We Francji powtórzyło się to tylko osiem razy – uśmiecha się s. Maria Lucyna. – Co to oznacza? Że ta dziewczyna była tak porwana przez miłość, że wszelkie prawa natury pryskały jak mydlana bańka. Pozwalała się unieść miłości. Jedną z łask nadprzyrodzonych, otrzymanych przez Palestynkę, były stygmaty oraz przeżywanie wydarzeń z Golgoty. „Całe jej ciało przeszywały wstrząsy i drżenia. Sam ten widok rozdzierał nam serca. Często powtarzała słowa: »Boże mój, nie opuszczaj mnie; Boże mój, wszystko Tobie składam w ofierze«. Kwadrans po drugiej po południu zaczęła się agonia; wszystkie siostry zgromadziły się wokół cierpiącej. Nogi jej zesztywniały z wyciągniętymi stopami, założonymi jedna na drugiej. Ręce, rozwarte w kształcie krzyża, podtrzymywane były przez dwie siostry. Klatka piersiowa nadęła się, a z ust wypływały westchnienia niejako oddające duszę” – notowały karmelitanki. Mariam wielokrotnie przechodziła przez piekło. Doświadczała na własnej skórze bolesnych lekcji oczyszczenia. Demon chciał usłyszeć sączące się z jej ust bluźnierstwo. Bezskutecznie. Sponiewierana mniszka mdlała wyczerpana atakami z piekła rodem, ale nigdy nie przeklęła Baranka.
Koło ratunkowe
Jej relacja z Duchem Świętym zawstydzała otoczenie. Widziała Go, rozmawiała z Nim jak z bratem. – Dziś rano – opowiadała 14 listopada 1871 r. – Cierpiałam, ponieważ nie czułam Boga. Moje serce było jakby z żelaza. Nie mogłam myśleć o Bogu, wezwałam Ducha Świętego i powiedziałam: „To Ty dajesz nam poznać Chrystusa. Apostołowie pozostawali długo razem z Nim, nie rozumiejąc Go, ale jedna kropla Ciebie wystarczyła, aby Go zrozumieli. Kropla Ciebie wystarczy mi, byś pokazał mi Jezusa takim, jakim jest”.
– Pan pokazał mi wszystko – opowiadała. – Widziałam przede mną Synogarlicę, a nad nią przelewający się kielich, tak jakby było w nim źródło. To, co wylewało się z kielicha, zraszało Synogarlicę i obmywało ją. Usłyszałam głos, który wychodził z tego wspaniałego światła. Powiedział: „Ktokolwiek będzie wzywał Ducha Świętego (…) znajdzie mnie przez Niego. Jego świadomość będzie delikatna jak polny kwiat. Jeżeli będzie to ojciec lub matka, to pokój zapanuje w jego rodzinie. Pokój będzie w jego sercu zarówno w tym, jak i w przyszłym świecie. Nie umrze w ciemności, ale w pokoju. Żarliwie pragnę, byś powiedziała, że wszyscy kapłani, którzy odprawią raz w miesiącu Mszę świętą o Duchu Świętym, uczczą mnie. A ktokolwiek mnie uczci i będzie uczestniczył w tej Mszy świętej, będzie uczczony przez samego Ducha Świętego; i będzie miał w sobie światło; w głębi jego duszy będzie pokój. To On przyjdzie uleczyć chorych i obudzić tych, którzy śpią. Na dowód tego ci wszyscy, którzy będą odprawiać tę Mszę świętą, albo będą w niej uczestniczyć, i którzy będą wzywać Ducha Świętego, nie wyjdą z tej Mszy świętej, nie doznawszy tego pokoju w głębi swej duszy. I nie umrą w ciemnościach”.
Konkretne koło ratunkowe. Jedna Msza w miesiącu. – Widziałam tyle rzeczy na temat tego nabożeństwa, że można by napisać grube tomy – opowiadała Mała Arabka – ale ja nie potrafię o tym mówić. Jestem nieuczona, która nie umie ani czytać, ani pisać. Pan odkryje to światło temu, komu zechce... Dlaczego nie mielibyśmy uwierzyć jej na słowo?
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.