"Męczennicy" i ofiary

Aleksandra Pietryga

Myślałam, że się przesłyszałam; że to kolejny fake news. Potem zobaczyłam całe nagranie. Myliłam się.

"Męczennicy" i ofiary

Tego nie da się już podciągnąć do braku taktu i dobrego smaku. Cyniczne słowa dyrektora katolickiej rozgłośni są jak plunięcie w twarz konkretnym ludziom. Ofiarom grzechu pedofilii i molestowania seksualnego w Kościele. Rodzicom, którzy z ufnością powierzali swoje dzieci konkretnym kapłanom. Dzieciom, których ciało, psychika i duch - święte i nienaruszalne - zostały brutalnie naruszone, zdeptane, pogwałcone. Księżom, którzy naprawdę kochają Kościół; poświęcają swoje życie, czas, pasje, pieniądze w służbie dla Chrystusa i drugiego człowieka. Papieżowi, prymasowi  i innym ludziom, którzy próbują dotrzeć do prawdy i ukarać winnych przestępstw seksualnych w Kościele. Wreszcie samemu Chrystusowi, który powiedział, że temu, kto stanie się zgorszeniem dla dzieci, "byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza". Nazwanie zaś byłego biskupa kaliskiego "współczesnym męczennikiem" jest kpiną z tych, którzy od ponad dwóch tysięcy lat oddają swoje życie i przelewają krew z miłości do Chrystusa i drugiego człowieka.

Tego nie da się słuchać bez bólu. Świadomość, że skandaliczne słowa, wypowiedziane w miejscu świętym, w obecności innych kapłanów, biskupów i wiernych (w dodatku budzące u części z nich aplauz) mogą być kolejnymi kamieniami wywołującymi lawinę odejść z Kościoła, łamie serce. Ale wiadomo też, że im bardziej Bóg pozwala na Jego oczyszczenie, tym głośniej krzyczy kłamstwo, próbując zagłuszyć głos wyzwalającej prawdy. Za każdym razem, gdy kolejna fala przestępstw i nadużyć seksualnych dokonanych przez księży zostaje ujawniona czy potwierdzona, odzywają się głosy, że to "atak na Kościół"; "kalanie własnego gniazda". Czy da się go bardziej skalać niż robią to sprawcy nadużyć?

Zobacz też nasz najnowszy Antywirus:

Przykłady osób, wykorzystywanych seksualnie w dzieciństwie przez księży, pokazują, że najbardziej potrzebują oni konfrontacji ze sprawcami swojej krzywdy, ale także tymi, którzy tych księży chronili, kryli, przenosili z miejsca na miejsce -  stanięcia z nimi oko w oko i usłyszenia: "Przebacz mi. Wiem dzisiaj, jak bardzo Cię skrzywdziłem. Nie cofnę tego, ale przepraszam". Bez próby tłumaczenia się i zrzucania winy z siebie, bez chowania się za okolicznościami czy aktualnym stanem zdrowia. Przepraszam...

P.S. Cieszę się, że o. Rydzyk przeprosił za swoje słowa, które jak sam przyznał "boleśnie dotknęły wiele osób".

Całe oświadczenie dyrektora Radia Maryja przeczytacie z dnia 8 grudnia 2020 roku: