Autentyk

Barbara Gruszka-Zych

|

GN 48/2020

publikacja 26.11.2020 00:00

Bennie Maupin, sławny amerykański saksofonista jazzowy, zapytany, dlaczego zaprosił do wspólnych występów Hanię Rybkę z Poronina, odpowiedział: – Bo jest sobą! Miał na pęczki wokalistek, ale taką Hanię – jedną.

Śpiewanie i granie  to dla niej zarazem codzienność i święto. Śpiewanie i granie to dla niej zarazem codzienność i święto.
henryk przodziono /foto gość

Muzyk grający z Milesem Davisem i Herbie ­Hancockiem zwrócił na nią uwagę w Zakopanem, kiedy wykonywała góralskie piosenki. Podczas pierwszego spotkania nie dawał jej rad, tylko powiedział: „Śpiewaj, jak potrafisz”. Jej wokalizy stały się początkiem trwającej pięć lat współpracy artystycznej. Dawali koncerty w najsłynniejszych klubach jazzowych Europy i Ameryki. Nagrali też płytę „Early Reflections”, która zebrała znakomite recenzje. Chwalono ją za połączenie esencji jazzu z muzyką góralską. – Nie jestem wokalistką jazzową, ale po cichu zawsze marzyłam, żeby kiedyś trochę poimprowizować, a muzyka góralska, jak jazz, pozwala na swobodę interpretacji i można w niej poczuć, że ma się wolność – mówi.

Tę wolność czuje też, kiedy spogląda przez okno swojego domu w Poroninie. Nad talerzykami i filiżankami w jej kuchni widać sylwetkę majestatycznego Giewontu. Dobrze ma się człowiek, który nawet z odległości może sobie popatrzeć na wielkie piękno. Wspiąć się na wysokości choćby samymi oczami. A ta dziewczyna robi to każdego dnia. Piszę „dziewczyna”, bo choć Hania ma męża i 13-letnią córkę, zawsze będzie dziewczyną z młodym, lirycznym głosem, tęskniącym za tym, co hen, gdzieś w niebiosach. „Hej, otworzyłaś okno/ napuściłaś zimna” – śpiewa w „Nutach wierchowych”. Ale całkiem spokojnie mogłaby te frazy zmienić: „Hej, otworzyłaś okno/ napuściłaś piękna”.

Dostępne jest 12% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.