Uznany za nielegalny Marsz Niepodległości przeszedł kolejny raz ulicami Warszawy w morzu biało-czerwonych flag. Czy patriotyczne uczucia nie utonęły jednak w ogniu czerwonych rac?
Marsz zakłócili pseudokibice atakujący policję.
TOMASZ GOŁĄB
To święto nie tylko niepodległości, ale także naszej wolności. A dziś w Polsce jest grupa polityków, którzy chcą nas ubezwłasnowolnić – przekonani są Sylwia i Dawid, którzy do Warszawy jechali cztery godziny z 4,5-letnim Kacprem, żeby pokazać mu, jak trzeba kochać ojczyznę. Samochód jednak zostawili daleko. Policja obstawiła boczne uliczki, blokując zmotoryzowanym dojazd do centrum Warszawy. Zresztą i tak nie przejechaliby tak, jak chcieli organizatorzy. Przy Rotundzie na ulicy stoi już kilkanaście tysięcy osób. W bocznych uliczkach – setki uzbrojonych policjantów.
– To nas wkurza. Tydzień temu były manifestacje Strajku Kobiet i nikt im tak nie przeszkadzał maszerować – złości się Dawid.
Jutro będzie futro
Na ramieniu niesie flagę, która codziennie wisi na ich domu w Brzesku. Ale do stolicy wybrali się także dlatego, że boją się o przyszłość.
– Przecież jak wszystko zamkną, to bieda każdemu zajrzy w progi – mówi Dawid, martwiąc się o kondycję swojej firmy budowlanej. – Ciągle podatki w górę, co chwila jakaś branża jest dotknięta lockdownem – narzeka.
Marcin Choromański utknął przed rondem Dmowskiego w swoim 14-letnim kabriolecie, chryslerze sebringu. I tak miał szczęście, że dojechał aż tu. Będzie mógł ruszyć dopiero za półtorej godziny. Do zagłówka przymocował biało-czerwoną flagę. Jako właściciel firmy transportowej także narzeka na obostrzenia. Na wiosnę liczba zleceń spadła o trzy czwarte. Dziś wciąż jest o 30 proc. niższa niż przed rokiem. Ma 35 lat i zapewnia, że kocha Polskę. Nie chciałby nigdy przeprowadzić się gdzie indziej, ale martwi się, z czego będzie żył, jeśli rząd ogłosi całkowity lockdown.
Dostępne jest 18% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.