McCarrick i Biden

Milena KINDZIUK

Amerykański hierarcha McCarrick był jak doktor Jekyll i pan Hyde z noweli Roberta Louisa Stevensona: za dnia szanowana postać miejscowej społeczności, w nocy przemieniał się w potwora.

McCarrick i Biden

Dwulicowy i cyniczny manipulator przez cały okres długiej posługi – od mianowania go biskupem przez Pawła VI w 1977 roku aż do emerytury w 2006 roku – potrafił ukryć swe seksualne perwersje. Dlatego mógł być postacią powszechnie szanowaną nie tylko w amerykańskich kręgach kościelnych, ale także politycznych – wynika z watykańskiego raportu. Jako arcybiskup Waszyngtonu współpracował z administracją prezydenta Obamy, m.in. w kwestii stosunków amerykańsko-kubańskich. Miał świetne relacje – jak twierdził w jednym z listów przytoczonych w raporcie – z Joem Bidenem, kiedy był on senatorem i wiceprezydentem USA. McCarricka cenił Bill Clinton. Na przykład gdy w grudniu 2000 roku hierarcha otrzymał z rekomendacji amerykańskiego departamentu stanu nagrodę za obronę praw człowieka, w czasie uroczystości jej przyznania przemawiał osobiście właśnie Clinton. Chwalił zaangażowanie humanitarne McCarricka na świecie i wspominał, że w 1998 roku „był zaszczycony, że mógł go wysłać jako swojego przedstawiciela na rozmowy o wolności religii w Chinach”. Dziękował mu za „jego oddanie wszystkim dzieciom Bożym”. Na zaproszenie McCarricka, pięć dni po prezydenckiej inauguracji w styczniu 2001 roku, George Bush z żoną i innymi wysokimi urzędnikami administracji amerykańskiej uczestniczyli w kolacji w rezydencji arcybiskupiej w Waszyngtonie. To prezydent Bush powiedział o McCarricku w 2004 roku: „Nie ma lepszej osoby w naszym kraju niż McCarrick. Jestem dumny, że mogę nazwać go przyjacielem. Jest porządnym człowiekiem”.

Estyma, którą się cieszył, utrzymywała się długo po nominacji na arcybiskupa Waszyngtonu (2000 rok), co pokazuje watykański raport. Rzetelna i uczciwa lektura tego dokumentu dowodzi, że McCarrick doskonale ukrywał swoje potworne czyny. Przez długi czas, nawet po śmierci Jana Pawła II, nie wychodziły na jaw jego karygodne czyny. Nie można więc przyjmować narracji, że gdy w 2000 roku Jan Paweł II mianował go metropolitą waszyngtońskim, mógł wiedzieć o zarzutach, a mimo to go awansował. Taka teza jest absurdalna. •