Jan Paweł II wobec Theodore'a McCarricka - na co zwracają uwagę komentatorzy?

Wojciech Teister

publikacja 18.11.2020 12:15

George Weigel, o. Maciej Zięba, ks. Franciszek Longschamps de Bérier i Andrea Tornielli o działaniach Jana Pawła II wobec Theodore'a McCarricka opisanych w raporcie Stolicy Apostolskiej.

Jan Paweł II wobec Theodore'a McCarricka - na co zwracają uwagę komentatorzy? joroach / CC 2.0

W kontekście opublikowanego przez watykański Sekretariat Stanu „Raportu na temat wiedzy instytucjonalnej i procesie decyzyjnym Stolicy Apostolskiej dotyczący byłego kardynała Theodore'a Edgara McCarricka (okres 1930-2017)” ogromne emocje budzi decyzja Jana Pawła II dotycząca nominacji amerykańskiego hierarchy na arcybiskupa Waszyngtonu i jego późniejszej kreacji kardynalskiej. Sprawa nie jest prosta, a sama decyzja była wypadkową kilku czynników i wcześniejszych działań, m.in. postępowania wyjaśniającego przeprowadzonego na zlecenie Jana Pawła II przez ówczesnego nuncjusza apostolskiego w USA abpa Gabriela Montalvo. Postępowania, które nie przyniosło potwierdzenia podejrzeń dotyczących nadużyć McCarricka. Do sprawy odniosło się wielu komentatorów, m.in. biograf Jana Pawła II George Weigel, szef biura prasowego Stolicy Apostolskiej Andrea Tornielli czy dominikanin o. Maciej Zięba. Zwracają uwagę nie tylko na błędy w przeprowadzonym przez nuncjaturę dochodzeniu ws. kandydata na katedrę waszyngtońską, ale również na fakt, że w tym czasie pogłoski o seksualnych nadużyciach McCarricka za niewiarygodne uznały również największe amerykańskie media.

Tornielli: Zaniedbania i niedocenienie faktów podczas weryfikacji McCarricka

Tornielli zaznacza, że "w momencie nominacji Theodore’a McCarricka na arcybiskupa Waszyngtonu w 2000 roku, Stolica Apostolska działała w oparciu o informacje częściowe i niekompletne. Potwierdziły się niestety zaniedbania i niedocenienie faktów, podjęto decyzje, które okazały się błędne, również dlatego, że podczas weryfikacji zarządzonej w swoim czasie przez Rzym, osoby pytane nie zawsze mówiły wszystko, co wiedziały". 

Watykanista w swoim komentarzu do raportu podkreśla też, że aż do 2017 roku żadne oskarżenie nie odnosiło się do nadużyć lub molestowania na szkodę młodocianych.

Weigel: Nominacja w dobrej wierze, na podstawie braku wiarygodnych dowodów

Do wydarzeń z lat 1999-2001 odniósł się również biograf Jana Pawła II George Weigel. Amerykański dziennikarz podkreśla, że "zbyt dużo medialnych doniesień na temat raportu w sprawie McCarricka uczyniło z 449-stronnicowego raportu o patologicznym kłamcy, seksualnym drapieżniku i mistrzu manipulacji akt oskarżenia papieża Jana Pawła II, którego Theodore McCarrick zmanipulował w celu realizacji swoich ambicji". 

Weigel przypomina, że gdy tylko ówczesny papież otrzymał od kard. O'Connora sygnały, że krążą pogłoski na temat relacji seksualnych abpa McCarricka z młodymi, dorosłymi mężczyznami, nakazał usunąć go z listy kandydatów na katedrę waszyngtońską i zlecił nuncjuszowi Montalvo dogłębne zbadanie oskarżeń. Problemy z procesem decyzyjnym Stolicy Apostolskiej zaczynają się w trakcie samego procesu. Weigel wskazał, że raport Watykanu ujawnia, iż "trzech amerykańskich biskupów udzieliło Janowi Pawłowi II niepełnej informacji o dawnej działalności McCarricka i że wyżsi rangą urzędnicy watykańscy również zostali wprowadzeni w błąd przez McCarricka i zmanipulowani przez niego". Nie bez znaczenia był też list McCarricka, w którym ten odrzucił wszystkie oskarżenia i jak określa to Weigel "bezwstydnie oszukiwał papieża". 

"W obliczu bardzo niejasnej sytuacji i sprzecznych rad, Jan Paweł II podjął, w dobrej wierze, decyzję, która okazała się błędną. Stanowczo nie była to decyzja mająca na celu przeoczenie przestępstw i grzechów popełnionych przez McCarricka - gdyż nie było wiarygodnych dowodów popełnienia tych przestępstw i grzechów w chwili, gdy McCarrick otrzymał nominację na arcybiskupa Waszyngtonu" - ocenił Weigel.

O. Zięba: Raport dowodzi niewinności Jana Pawła II, pogłoski o McCarricku za niewiarygodne uznały również największe amerykańskie media

Zdaniem dominikanina o. Macieja Zięby raport wskazuje na odpowiedzialność struktur dyplomatycznych i biurokratycznych w Watykanie i USA, a jednocześnie dowodzi niewinności Jana Pawła II w sprawie McCarricka. Zakonnik zwraca uwagę na dwa istotne fakty:

"Raport pokazuje, po pierwsze, że pierwsze oskarżenie McCarricka o pedofilię pojawiło się ponad 12 lat po śmierci Jana Pawła II, w czerwcu 2017 roku. Wcześniej istniały jedynie nieoficjalne oskarżenia o czyny homoseksualne z dorosłymi. Po drugie, raport dokumentuje wieloletnie działania różnych gremiów, które zbierały się, dyskutowały, analizowały, nawet anonimowe doniesienia ws. McCarricka. Wszystkie dokumenty w jego sprawie były dla tych gremiów dostępne. Nie było żadnego zamiatania pod dywan przez Jana Pawła II" - mówi o. Zięba.

Jednocześnie dominikanin bardzo krytycznie ocenia działanie amerykańskiego episkopatu ws. McCarricka. Zdaniem zakonnika w tej sprawie "struktury działały zbyt klerykalnie i korporacyjnie, szczególnie środowisko biskupów amerykańskich, które wybielało kard. McCarricka, nawet, gdy papież nakazał wdrożyć śledztwo". O. Zięba uważa, że raport jest mocnym oskarżeniem pod adresem ówczesnej watykańskiej dyplomacji w USA:

Raport jest realnym oskarżeniem struktur dyplomatycznych, biurokratycznych, administracyjnych w Kościele, natomiast dowodzi, że Jan Paweł II działał jawnie, transparentnie - to jest udokumentowane.

/o. Maciej Zięba/

Dominikanin podkreśla też, że błędnej oceny McCarricka dokonał nie tylko Watykan. Abp Waszyngtonu był bardzo cenionym przez kolejnych prezydentów USA, Billa Clintona, Georga Busha i Baracka Obamę, przewodniczył nawet w 2009 r. modlitwom na rozpoczęcie kadencji na zaproszenie Izby Reprezentantów, a w naświetlających skandale seksualne w amerykańskim Kościele mediach występował w roli... eksperta:

"Dwa lata po nominacji do Waszyngtonu, najważniejsze media w USA, które z wielkim powodzeniem tropiły wszystkie nadużycia seksualne w Kościele, uznały, że pogłoski o McCarricku są niewiarygodne i zamknęły śledztwo. Co więcej, w takich mediach jak +The Washington Post+ czy +The New York Times+ McCarrick występował wówczas w roli eksperta ds. walki z pedofilią" - przypomina o. Zięba.

Ks. Longschamps de Bérier: Brak do 2017 r. dowodów winy

„Jan Paweł II był człowiekiem tak rygorystycznym moralnie, o takiej prawości moralnej, że nigdy nie pozwoliłby na awans skorumpowanej kandydatury” – takie słowa padają z ust papieża Franciszka jako definitywna ocena na stronie 400 raportu dotyczącego byłego kardynała Theodore’a McCarricka" - tym stwierdzeniem rozpoczyna swój komentarz do Raportu opublikowany na łamach "Teologii Politycznej" prawnik, ks. Franciszek Longschamps de Bérier. Duchowny analizuje Raport z punktu widzenia prawnego. 

Ks. Longschamps de Bérier zaznacza, że opublikowany 10 listopada dokument nie zajmuje się ani kwestią winy byłego kardynała, ani sprawą świętości Jana Pawła II. Obie kwestie zostały już ze strony Kościoła rozstrzygnięte w osobnych postępowaniach, na podstawie dogłębnej analizy dostępnej dokumentacji. W pierwszej kwestii winę udowodniono i McCarricka ukarano, w drugiej uznano świętość papieża z Polski. Zdaniem duchownego ustalenia zawarte w raporcie nie podważają żadnego  z tych orzeczeń. 

Zwraca też uwagę na rolę, jaką przez wiele lat McCarrick pełnił dla kolejnych prezydentów USA, od Clintona po Obamę:

"Blisko współpracował z administracją Baracka Obamy, która widziała w jego licznych wyjazdach świetne okazje, aby wypełniał dla ojczyzny delikatne misje. Raport Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej daje do zrozumienia, że musiał być wielokrotnie sprawdzany przez amerykańskie służby specjalne". 

Ks. Longschamps de Bérier podkreśla też, że kluczowa w procesie decyzyjnym wobec McCarricka był brak świadków:

"Kwestia braku dowodów pozostawała kluczową do 2017 r., a przynajmniej do 2006 r. Wszyscy bowiem w Kościele znają normę, sformułowaną przez św. Pawła w Pierwszym Liście do Tymoteusza, że oto nawet przeciwko prezbiterowi nie przyjmuj oskarżenia, chyba że na podstawie dwu albo trzech świadków. (...) Wymóg oparcia oskarżenia na zgodnych zeznaniach przynajmniej dwóch świadków, podających tę sama przyczynę zarzutów, stanowi starożytny wyraz sceptycyzmu wobec subiektywnego zdania, przekazu pochodzącego z relacji jednego człowieka; to przejaw bezradności wobec, jak to dziś mówimy, słowa przeciwko słowu. Sceptycyzm ten nieobcy jest współczesnej kryminologii jako nauce o przestępstwie i wszystkim chyba naukom penalnym, ale też naukom historycznym o prawie. Dziś podnoszone jest w szczególności to, że fakt, iż ktoś z najszczerszym przekonaniem twierdzi, że z całą pewnością coś widział czy słyszał lub wie, w czymś uczestniczył lub był czegoś świadkiem, nie musi opierać się na kłamstwie. Zdecydowane przekonanie, że zeznaje się „jak było” i „całą prawdę” potrafi wynikać z wielu i różnorodnych czynników, które doprowadziły do nieprawidłowości lub nieświadomej nieprawdziwości wspomnienia" - pisze duchowny.

Ks. Longschamps de Bérier w swoim obszernym tekście zwraca też m.in. uwagę na sam list, jaki Theodore McCarrick wysłał do bpa Dziwisza krótko po zablokowaniu swojej kandydatury do Waszyngtonu (o której formalnie nie powinien nawet wiedzieć). McCarrick pisząc list powołuje się na "słuchy o istnieniu listu kardynała O’Connora". Napisanie listu ówczesny ordynariusz Newark przedstawia jako akt własnej desperacji:

Odręczny list, bez żadnych poufałości z adresatem, wygląda na gest dramatyczny. Tak też brzmi jego treść. Każdy może przeczytać całość w raporcie: świetnie napisany, dobry kompozycyjnie, unikający prostej obrony, wyrażający głównie pokorę autora. Deklaruje on gotowość ustąpienia nawet z obecnego stanowiska arcybiskupa Newark, jeśli rzeczywiście stracił zaufanie Ojca Świętego.

W pobożnym tekście pada kluczowe kłamstwo w udających szczere do bólu słowach: „Ekscelencjo [do S. Dziwisza], z pewnością popełniałem błędy i czasami brakowało mi ostrożności, ale w ciągu siedemdziesięciu lat mojego życia nigdy nie miałem relacji seksualnych z żadną osobą, mężczyzną czy kobietą, młodą czy starą, duchowną czy świecką, nigdy nie wykorzystałem innej osoby ani nie traktowałem jej bez szacunku”.

/ks. Franciszek Longschamps de Bérier/

Autor zaznacza jednocześnie, że chociaż Jan Paweł II uwierzył w list McCarricka i przywrócił go na listę kandydatów do Waszyngtonu, to w dalszym ciągu jego kandydatura była rozpatrywana w normalnym trybie przez kolegium Kongregacji ds. Biskupów. Tam, choć pojawiały się głosy pragmatyczne sugerujące nie promowanie na tak ważne stanowiska biskupa obciążonego tego rodzaju pogłoskami, ostatecznie wygrała opcja przeciwna, gdyż uznano, że skoro po przeprowadzeniu dochodzenia dowodów nie znaleziono, to ewentualne oskarżenia będzie można łatwo oddalić. Ks. de Berier pisze, że w notatce towarzyszącej dokumentom przesłanym do Waszyngtonu sekretarz Kongregacji pisał do nuncjusza: „Gdyby bowiem takie pogłoski pojawiły się ponownie przy jego awansie, łatwo będzie na nie odpowiedzieć. Istnieje ryzyko, że takie pogłoski zostaną ponownie usłyszane: kardynał O'Connor, człowiek o wielkiej uczciwości i wielkiej powadze, nie napomknąłby o tym ryzyku, gdyby nie uznał tego za naprawdę możliwe. Jednakże, mając teraz pewność, że oskarżenia są fałszywe, można je łatwo obalić”.

Niestety po latach okazało się, że ocena sytuacji i podjęta na jej podstawie decyzja była błędna.