Nie trzeba siebie mieć środkiem

Milena KINDZIUK

|

GN 46/2020. Otwarte

Eugeniusz Mróz zwracał uwagę na głęboką wiarę rodziny Wojtyłów. Wiarę, z której także on wiele czerpał.

Nie trzeba siebie mieć środkiem

Rzadko zdarza się, by ktoś, kto przyjaźnił się z wielkimi tego świata, mówił tylko o nich, a nie o sobie, przywołując wspomnienia. On był inny. Eugeniusz Mróz, 100-letni kolega szkolny Jana Pawła II, który bardzo spokojnie odszedł właśnie do domu Ojca, chętnie opowiadał o wadowickich latach Karola Wojtyły, nie eksponując przy tym własnej osoby. Umiał usunąć się w cień, by widać było tylko papieża. Jakoś nikt z dziennikarzy nie zwrócił na to uwagi, pisząc o śmierci pana Eugeniusza, skądinąd wybitnego prawnika z Opola, żołnierza Armii Krajowej, wielkiego patrioty, mocnego duchem humanisty, gruntownie wykształconego, znającego dobrze łacinę i grekę.

Miałam okazję wiele razy z nim rozmawiać, kiedy zbierałam materiały do artykułów czy książek o Janie Pawle II oraz o rodzicach papieża. To pan Eugeniusz był moim przewodnikiem po mieszkaniu Wojtyłów w Wadowicach, w którym często odwiedzał swego kolegę Lolka. Wspominał, jak po śmierci żony Karol Wojtyła senior z małym synkiem zamknęli salon, w którym ona zmarła, i nie używali go całymi latami. To on wspominał też, że ojciec przyszłego papieża był niezwykle oddany swojej rodzinie, i podkreślał, iż ten zawodowy wojskowy po śmierci żony bardzo mu imponował swą troską o syna: po pracy w koszarach wracał prosto do domu i przejmował codzienne obowiązki, a później zabierał syna na spacery nad Skawę. To Eugeniusz Mróz wreszcie zwracał mi uwagę na głęboką wiarę rodziny Wojtyłów. Wiarę, z której także on wiele czerpał, gdy codziennie chodził z Lolkiem i jego ojcem śpiewać nieszpory w kościele.

Mało kto uświadamia sobie, że wiele faktów ze szkolnego życia Jana Pawła II jest znanych również dzięki panu Eugeniuszowi. Razem z Karolem Wojtyłą zdawał on też maturę, a szkolne jubileusze stanowiły później okazję do sentymentalnych spotkań z papieżem, w czasie których pan Eugeniusz przygrywał na harmonijce. Jakby powiedział Jan Paweł II: „Tak wiele wspomnień…”.

A mnie przypominają się słowa Norwida: „Nie trzeba siebie, wciąż siebie, mieć środkiem”. Eugeniusz Mróz nie miał. I na tym polegała jego wielkość.•