Stany zawieszone

Jacek Dziedzina

Demokraci są zdeterminowani, by udowodnić sobie, Amerykanom i światu, że wybór Trumpa był tylko jednorazową „pomyłką”. Wyniki wyborów, ciągle nierozstrzygniętych, pokazują jednak coś zupełnie innego.

Stany zawieszone

Takich emocji nie było w Stanach od 2000 roku, gdy George W. Bush wygrał wybory z Alem Gore'em dosłownie kilkuset głosami. A ściślej mówiąc…przegrał z Gore'em, uzyskując w skali kraju 300 tys. głosów mniej, ale wygrywając – dosłownie o włos – zaciętą batalię o stan Floryda, gdzie po ponownym przeliczeniu głosów, na korzyść Busha przeważyło zaledwie 537 głosów, dając tym samym decydującą o wyniku wyborów liczbę głosów elektorskich.

Warto przypomnieć ten przypadek teraz, gdy sprawa jest jeszcze bardzie złożona. Po pierwsze, może się okazać, że ponowne przeliczanie głosów będzie konieczne nie w jednym, a w co najmniej dwóch stanach. Po drugie, o ile 20 lat temu Al Gore dość łatwo pogodził się z ostateczną przegraną (choć do dziś trwa spór, czy głosowanie na Florydzie i późniejsze ponowne liczenie na pewno było uczciwe), o tyle całkiem możliwa porażka Donalda Trumpa może tym razem nie skończyć się tradycyjnym uściskiem dłoni. Urzędujący prezydent już zapowiedział oddanie sprawy do Sądu Najwyższego, co może być zapowiedzią jeszcze długiej batalii o Biały Dom na drodze prawnej. A i Demokraci – gdyby okazało się, że wygrał jednak Trump (choć na chwilę obecną jego szanse słabną) – z pewnością nie odpuszczą i wystąpią na drogę sądową.

To też pokazuje różnicę między tegorocznymi wyborami a podobnym patem w 2000 roku. Dziś Demokraci są zdeterminowani, by udowodnić sobie, Amerykanom i światu, że wybór Trumpa był tylko jednorazową „pomyłką”. I wszystkie sondaże i większość mediów już dawno zdążyła obwołać Bidena zwycięzcą. Dlatego tak wyrównana walka jest (znowu) niemiłym zaskoczeniem dla tych, którzy uwierzyli tej propagandzie sukcesu. Pokazuje też kolejny raz, jak ciągle niedoceniany jest fenomen popularności obecnego prezydenta USA. Bo nawet jeśli to Biden ostatecznie przejmie Biały Dom, to nie będzie to żadne miażdżące – jak zapowiadano – zwycięstwo. Nie jest tak, jak głosili przez 4 lata Demokraci, że część Amerykanów dała się jednorazowo zwieść populiście, ale szybko zrozumiała swój błąd. Wystarczy spojrzeć na liczby: w 2016 roku Trump otrzymał prawie 63 mln głosów, a w tym roku już wiadomo o 68 mln głosów (dane za CNN), czyli więcej niż Hilary Clinton 4 lata temu (otrzymała blisko 66 mln, czyli nominalnie więcej niż Trump, ale mniej w przeliczeniu na głosy elektorskie w poszczególnych stanach).

Można mieć wiele zastrzeżeń do Donalda Trumpa, ale nie można odmówić mu tego, że rozpoczął coś nowego w historii amerykańskiej prezydentury, a zarazem w wielu punktach przywrócił dobre, sprawdzone amerykańskie przepisy na sukces. Demokraci mają świadomość, że nawet jeśli to Joe Biden wygra, będzie tylko prezydentem przejściowym – koniecznym do odsunięcia Trumpa i pozwalającym zyskać czas na znalezienie nowego Baracka Obamy.