Musisz być szczęśliwy!

Marcin Jakimowicz

Pomiędzy okrzykami „wypier…”, a hasłami wojującej z lewactwem Młodzieży Wszechpolskiej jest miejsce dla milionów ludzi, którzy nie muszą identyfikować się w całości z żadną ze stron. Mają do tego prawo.

Musisz być szczęśliwy!

Każda rewolucja domaga się skrajnych, radykalnych postaw. To zawsze broni się w mediach. Takie obrazki przyciągają i zapewniają klikalność. Ale pomiędzy okrzykami „wypierd…” a hasłami wojującej z lewactwem Młodzieży Wszechpolskiej jest miejsce dla milionów ludzi, którzy nie muszą identyfikować się w całości z żadną ze stron. Mają do tego święte prawo. I nie reprezentują wcale żadnego „pluszowego chrześcijaństwa”, a idąc na adorację, nie reagują żadnym tchórzostwem (słyszałem taki argument!).

Znajomy powiedział mi wczoraj, że w ubiegłym tygodniu wysłuchał kilkudziesięciu eksperckich opinii i ma taki mętlik w głowie, że musi sobie to wszystko spokojnie poukładać. Częściowo zgadza się z o. Adamem Szustakiem, częściowo z o. Remigiuszem Recławem, a częściowo z Marcinem Gajdą. Powiedziałem mu, że ma prawo. Jasne: każdy chciałby usłyszeć z naszej strony pełen akceptacji okrzyk: „Tak jest!”, ale mamy prawo do wahań, wątpliwości i namysłu. Na taki okrzyk może liczyć tylko Jezus – napisałem przed chwilą, ale potem pomyślałem, czy nie przeholowałem z tą pobożną deklaracją. Naprawdę ma moje gromkie: „Tak!”, na „umieranie ziarna”, „miłość nieprzyjaciół”, „tracenie życia”, „zapieranie się samego siebie” i „niestawianie oporu złemu”? W gębie zawsze byłem mocny.

W czasie ulicznych zawirowań czytaliśmy z Nikodemem „Dolinę Muminków w listopadzie”. Zatrzymałem się przy genialnym opisie. „To piknik - wyjaśnił Wuj Truj ponuro. – Filifionka powiedziała, że MUSIMY dziś robić to, na co mamy ochotę”.

Pozwalam niewierzącym nie wierzyć. Co wcale nie oznacza, że nie zależy mi na ich zbawieniu. Naprawdę chcę, byśmy wszyscy spotkali się Królestwie (może wejdą do niego przede mną?).

Denerwuję się, gdy słyszę, że „chrześcijaństwo jest normą” – opowiadał mi przed laty kompozytor Michał Lorenc – Jaką normą? Czy to normalne, że Dziewica rodzi Syna, a w czasie Komunii pożerasz ciało swojego Boga, że zmartwychwstaniesz? To jest norma? Czy może mi to ktoś logicznie wytłumaczyć?

Wiem, że w momentach kryzysu „powinno się” krzyczeć do Boga: „Ratuj!”, a w chwili zawirowań większość z nas przerobiła na własnej skórze porzekadło: „Jak trwoga, to do Boga”, ale są tacy, którzy, jak na złość, nie chcą iść tą drogą.

Mogę urządzić piknik oznajmiając, że wszyscy „MUSZĄ robić to, na co mają ochotę” albo modląc się o ich zbawienie, pozwolić im na upadek, niewiarę czy odejście. Skoro Jezus pozwolił na to, by ten, na którym zbudował Kościół trzykrotnie zaparł się Mistrza i uciekł spod krzyża?