Przecież tu zaparkowałem…

Jakub Jałowiczor

|

GN 45/2020

publikacja 05.11.2020 00:00

Kilka tysięcy złotych za sprowadzenie auta, setki tysięcy złotych dla pasera. Samochody giną dziś rzadziej niż 20 lat temu, ale złodziei nadal nie brakuje.

Przecież tu zaparkowałem… istockphoto

Około półtora miliona złotych były warte części kradzionych samochodów znalezione w październiku w „dziupli” w podwarszawskich Markach i Kobyłce. „Podczas realizacji zabezpieczono 146 skrzyń biegów, 87 silników i inne części o łącznej wartości ponad 950 tys. zł” – poinformował nas kom. Piotr Świstak z zespołu prasowego Komendy Stołecznej Policji. „Ponadto ujawniono 16 metalowych elementów wyciętych z karoserii z numerami VIN pochodzących ze skradzionych w większości w Niemczech samochodów”.

Na terenie drugiej posesji skontrolowanej podczas tej samej akcji znaleziono części za prawie pół miliona zł. „Dziuple” z Marek i Kobyłki nie dorównywały tej, którą wykryto w sierpniu w powiecie wołomińskim. Na posesji należącej do 42-letniego mężczyzny funkcjonariusze znaleźli części, które można by sprzedać łącznie za 3,5 mln zł. Policjanci i celnicy natrafili nie tylko na 1,1 tys. elementów aut, ale też na łodzie motorowe. Przy tych znaleziskach nie robi wrażenia dorobek wrocławskiego złodzieja, który odpowie za kradzież aut wartych 110 tys. zł. Wrocławianin miał za to nietypowego pomocnika. Obserwowaniem okolicy podczas włamań do samochodów zajmowała się jego 84-letnia matka.

Współcześni złodzieje samochodów mogą tylko pomarzyć o eldorado, jakie ich koledzy po fachu mieli w latach 90. Co nie oznacza, że nie zarabiają.

Dostępne jest 16% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.