Aż mi się chce go przytulić

Barbara Gruszka-Zych

|

GN 45/2020

publikacja 05.11.2020 00:00

– Wystarczy się do Jaśka przytulić, a już nerwy ze mnie uciekają – opowiada Teresa Wojnar. – Mam przy nim takie wyciszenie. I dzięki niemu wiem, co w życiu najważniejsze.

Aż mi się chce go przytulić Roman Koszowski /Foto Gość

A najważniejsze, żebyśmy byli zdrowi, wzajemnie się rozumieli, mogli na sobie polegać – wylicza. – Wszystko inne to błahostka. Wielu jest nastawionych na zdobywanie pieniędzy, ciągle chcą mieć coś nowego – markowe buty, ciuchy, telefony. Wszystko dla siebie. Nie rozumiem takich zatwardziałych, którzy nie widzą potrzeb drugiego, tylko powtarzają: ja, ja, ja. Oni by mnie zwyzywali za to, co robię.

24 października jej syn Jaś skończył 10 lat, a ona, mimo że czas płynie, zajmuje się nim jak niemowlęciem.

Dziecko

Jaki jest Jasiek? – pytam. – Ciężki – odpowiada. – Waży 34 kilo, mierzy metr czterdzieści, już go sama nie mogę podnieść. Zwykle dźwigamy go z mężem Dariuszem albo z którąś z naszych dwóch córek. Mamy podnośnik do kąpania, ale póki człowiek ma siłę, chce go wziąć na chwilę na kolana. Choćby na ten czas, kiedy odmawiam Różaniec. Kiedy był malutki, to mi leżał tylko na jednej piersi, a teraz, jak wyciąga nogi, to podłogi brakuje. Taki jest długi – kawał chłopa. Był czas, że ważył stale 10 kilo, dlatego cieszę się, że przekroczył tę magiczną liczbę.

Najgorsze jest wracanie do wspomnień. Jasiek przyszedł na świat w 32. tygodniu ciąży, bo odkleiło się łożysko. Zdążyła dojechać do szpitala w Limanowej i tam straciła przytomność. – Macica była zamknięta, w środku krwawienie, Jaś dusił się tą krwią. Kiedy go odratowali, rozpoznanie lekarskie brzmiało: dziecięce porażenie mózgowe, spastyczność czterokończynowa z padaczką lekooporną, brak odruchu połykania.

Dostępne jest 18% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.