Wielkie rzeczy

Jakub Jałowiczor

Trudno nie widzieć palca Bożego w tym, że w dniu liturgicznego wspomnienia św. Jana Pawła II, w godzinie miłosierdzia wydane zostało orzeczenie, dzięki któremu wiele osób uniknie śmierci, albo traumy. Jednak wojna, o której krzyczą demonstranci, będzie trwać.

Jakub Jałowiczor Jakub Jałowiczor

W ubiegły czwartek stała się wielka rzecz. Trudno nie widzieć palca Bożego w tym, że w dniu liturgicznego wspomnienia św. Jana Pawła II, w godzinie miłosierdzia wydane zostało orzeczenie, dzięki któremu wiele osób uniknie śmierci, albo traumy. Dzięki orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego lekarz przyjmujący kobietę w ciąży mającą chore dziecko będzie musiał się nią zająć, zamiast naciskać na to, żeby dokonała aborcji.

Krytykowałem rząd za to, że skierował wniosek w sprawie aborcji eugenicznej do TK. Miał to być sposób na uniknięcie odpowiedzialności i zapewne na to, by sprawa nigdy nie została doprowadzona do końca. Tak było przecież podczas poprzedniej kadencji sejmu: wtedy też złożono wniosek do Trybunału, a ten nawet go nie dotknął. Teraz jednak stało się inaczej. Dlaczego? Nie wiem, czy to efekt czyjejś dobrej woli, czy jakichś kalkulacji. To akurat nieważne, bo – jak się okazało – Pan Bóg znów pokazał, że pisze prosto po krzywych liniach. Zgodnie z polskim prawem orzeczenie Trybunału jest niezmienne. Gdyby chore dzieci były chronione na mocy ustawy, większość sejmowa mogłaby to zmienić w ciągu doby. Teraz nie wystarczy nawet wymiana składu TK za parę lat. Trzeba by nowelizować konstytucję, a to jest bardzo trudne.

Martwi mnie tylko to, że z rządu i Pałacu Prezydenckiego płyną sprzeczne komunikaty. Politycy PiS raz twierdzą, że nie będzie nowej ustawy w sprawie aborcji, a raz – że jakieś zmiany będą. W rzeczywistości sytuacja prawna jest jasna. Ustawa zabrania aborcji, poza trzema wyjątkami, jakimi są: choroba dziecka, zagrożenie życia matki i sytuacja, w której ciąża jest wynikiem przestępstwa lub czynu zabronionego (gwałt, kazirodztwo, seks z nieletnim poniżej 15. roku życia). TK usunął tę pierwszą przesłankę – straci ona moc w dniu opublikowania orzeczenia. Przepisy pozostały spójne i nie ma czego w nich precyzować. Trybunał uznał za niezgodne z konstytucją dokonywanie aborcji ze względu na „uszkodzenie płodu”, więc ewentualna nowa ustawa nie może na to pozwalać, niezależnie czy chodziłoby o chorobę śmiertelną, czy nie. I to wszystko. Można ewentualnie próbować falandyzować prawo i naciągać przepisy. Zrobił to m.in. prezydent Andrzej Duda w piątkowym oświadczeniu, według którego wady letalne wciąż są uzasadnieniem dokonania aborcji. To złe z kilku oczywistych powodów, w tym takiego, że w ten sposób dolewa się paliwa protestującym. W wyniku marszów czarnych parasolek w 2016 r. rząd odrzucił obywatelski projekt całkowicie zakazujący aborcji, pokazując w ten sposób jej zwolennikom, że warto demonstrować. Efekty dziś widzimy. Dobrze byłoby nie popełniać tego błędu drugi raz.

Nie wiem, czy władzy uda się opanować protesty. Jednak spokój na ulicach to jedno, a eksplozja zła, którą obserwujemy to drugie. Masowy udział nastolatków i studentów pokazuje, jak bardzo zawiodło wychowanie młodzieży i przekaz wiary. Judaizm, pomimo zburzenia świątyni jerozolimskiej (biorąc pod uwagę jej znaczenie dla religii, to dla żydów mniej więcej taka strata, jaką dla katolików byłby brak papieża) przetrwał przez kolejne dwa tysiące lat, bo wiarę przekazują dzieciom ojcowie. My najwyraźniej nie potrafimy zrobić tego samego w dużo bardziej komfortowych warunkach. Inna sprawa, że postęp techniki działa wbrew nam. Młodzież nie jest dziś kształtowana przez rodziców, szkołę i Kościół, ale przez smartfony, czyli przez seriale o gejach, społecznościówki cenzurujące przekaz i uczące, że w życiu najważniejsze jest fajne selfie, teledyski niewiele różniące się od pornosów i przez właściwe pornosy, które wyskakują na ekranie, nawet jeśli dziecko ich nie szuka, przez influencerów z ich głębokimi jak kałuża mądrościami o relacjach damsko-męskich... Dziecko nie wypuszczające z dłoni telefonu jest we własnym świecie nawet wtedy, kiedy je z rodzicami niedzielny obiad. Tylko czy gdyby go odłożyło, usłyszałoby o Bogu?

Strach myśleć, co będzie, kiedy obecni nastolatkowie z proaborcyjnych marszów dorosną – jak będą wyglądać ich związki i rodziny (o ile w ogóle je założą), jak będą głosować, jak wychowają własne dzieci. Perspektywy są złe. Maksymę o Rzeczpospolitych, które będą takie, jak młodzieży chowanie przećwiczymy na własnych plecach. Tym bardziej cieszę się z orzeczenia Trybunału, które w takiej sytuacji zwiększa ochronę nienarodzonych dzieci. Jednak wojna, o której krzyczą demonstranci, będzie trwać. To rzeczywiście jest wojna, ta, którą opisano w 12. rozdziale Apokalipsy. Nie mam pojęcia, jak się potoczy. Na szczęście wiadomo, jak się skończy.