Polska jak malowanie

Szymon Babuchowski

|

GN 43/2020

publikacja 22.10.2020 00:00

Gdy nie mieliśmy własnego państwa, to właśnie sztuka budziła świadomość narodową. Wystawa „Polska. Siła obrazu” dowodzi, że malarze XIX wieku ukształtowali na wiele pokoleń nasz sposób myślenia o ojczyźnie.

Na początku wystawy przykuwa uwagę postać Rejtana z obrazu Jana Matejki. Na początku wystawy przykuwa uwagę postać Rejtana z obrazu Jana Matejki.
ROMAN KOSZOWSKI /FOTO GOŚĆ

Rzadko się zdarza, żeby na jednej wystawie zawisło obok siebie tyle dzieł najwyższej klasy, kojarzonych nawet przez tych, którzy malarstwem niespecjalnie się interesują. Ale ekspozycja „Polska. Siła obrazu”, którą można oglądać obecnie w Muzeum Narodowym w Warszawie, jest niezwykła nie tylko pod tym względem. Pokazuje bowiem, jak malarstwo z XIX wieku, a więc z czasu, kiedy Polski nie było na mapie Europy, ukształtowało naszą narodową wyobraźnię.

Rozdarta koszula Reytana

Wystawa jest nieco inną wersją ekspozycji „Pologne 1840–1918. Peindre l’âme d’une nation” (Polska 1840–1918. Zobrazować ducha narodu), która prezentowana była do stycznia w filii Luwru w Lens na północy Francji. – Ten dawny region górniczy jest silnie związany z polską emigracją od czasów powstania styczniowego – opowiada Iwona Danielewicz z Muzeum Narodowego w Warszawie, polska kuratorka wystawy. – Koncepcję francuskiej odsłony stworzyła Marie Lavandier, dyrektor Muzeum Luwr-Lens. Podstawowe pytanie, które postawili sobie Francuzi, brzmiało: jak wyglądała sztuka w kraju, który nie miał własnej państwowości? Dlatego ekspozycja nie ma układu chronologicznego, nie skupia się też na rozwoju konkretnych stylów w malarstwie. Jest to raczej opowieść o mitotwórczej roli sztuki.

Zaraz po wejściu na wystawę naszą uwagę przykuwa postać Tadeusza Rejtana leżącego w progu sejmowej sali z rozdartą na piersi koszulą w geście protestu przeciwko rozbiorowi Polski. „Upadek Polski” – tak brzmi oficjalny tytuł tego pokaźnych rozmiarów dzieła Jana Matejki, na co dzień znajdującego się w zbiorach Zamku Królewskiego w Warszawie. Wraz ze znajdującą się w sąsiedniej sali „Melancholią” Jacka Malczewskiego, obrazem uznawanym za manifest polskiego symbolizmu, stanowi ono piękne preludium do malarskiej opowieści o naszym kraju, w której właśnie uczestniczymy. Ta część wystawy zatytułowana została „Interregnum”, ponieważ, jak czytamy we wprowadzeniu, Polacy postrzegali zabory jako czas bezkrólewia, oczekiwania na wybór nowego władcy. Matejko i Malczewski opowiadają o tym czasie różnymi językami. Wizja pierwszego z nich jest realistyczna, choć przecież za tą sceną kryje się głęboka historiozoficzna analiza przyczyn upadku I Rzeczypospolitej. Z kolei dzieło Malczewskiego to wizja zupełnie nierzeczywista, przypominająca sen. Z lewej strony górnej części obrazu widać niewielką postać malarza, z którego płótna „wylewa się” cała galeria postaci, reprezentujących różne grupy społeczne i pędzących w bitewnym uniesieniu w kierunku okna. Jednak tylko nielicznym – starcom – udaje się dotrzeć do parapetu, za którym znajduje się tajemnicza, ubrana na czarno postać. Pozostali przewracają się po drodze. – To jedno z najbardziej enigmatycznych dzieł Malczewskiego – twierdzi Iwona Danielewicz. – Doczekało się wielu interpretacji. Zwróciło także uwagę we Francji, a jeden z artykułów o wystawie dotyczył wyłącznie tego jednego obrazu – dodaje kuratorka.

Dostępne jest 37% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.