Kochana Pani Doktor, dziękujemy!

Krzysztof Błażyca

publikacja 18.10.2020 00:07

Drobna, delikatna, "z jabłkiem i cukierkami", a biła z niej wielka siła. Mówiła, że na misje powinni wyjeżdżać ludzie radośni - wspomnienia świeckich misjonarek o doktor Wandzie Błeńskiej oraz opowieść samej doktor Wandy.

Kochana Pani Doktor, dziękujemy! Monika Łoboda i Wanda Błeńska Archiwum Moniki Łobody

Poniżej artykuł "Zawsze z miłością" w Małym Gościu Niedzielnym (MGN 10/2019) z nagraniem głosu Wandy Błeńskiej. Doktor Błeńska podzieliła się opowieścią z Buluby z Małym Gościem Niedzielnym przy okazji rorat z 2003 r. "Misyjny paszport do Betljem":

A poniżej dzięki uprzejmości Moniki Łobody z Papieskich Dzieł Misyjnych, kilka nagrań/wspomnień świeckich misjonarek o doktor Wandzie Błeńskiej.

- Chciałabym wspomnieć Wandę jako człowieka. Była duszą wszystkiego dobrego co nas spotkało - wspomina doktor Helena Pyz, lekarka w Ośrodku Rehabilitacji Trędowatych Jeevodaya w Indiach, członkini Instytutu Prymasa Wyszyńskiego. - W dniu swoich 90 urodzin znalazła się w Puri, w Indiach. Spotkania z nią wnosiły w duszę człowieka spokój. Nie trzeba było wiele mówić. Dzieliła się swoją miłością do ludzi i Jezusa. Powiedziała: teraz mogę tylko kochać. Chciałabym, aby została patronką wszystkich misjonarzy, a w szczególności misjonarzy świeckich.

- Nazywaliśmy ją babcia Babcia Wanda. Była nam bardzo bliska. Kierowała się zawsze miłością, taką czułością, wrażliwością – wspomina Monika Łoboda, misjonarka świecka w RPA i Indiach.

- Pisałam listy z doktor Wandą. To dzięki niej w Indiach trafiłam do ojca Mariana Żelazka. To ona mnie zachęciła abym się skontaktowała z Ojcem. Podczas setnych urodzin śpiewaliśmy dla Pani Doktor, oczywiście nie 100 lat, ale Plurimos Annos. Był tort, prezenty a Pani Wanda przeszczęśliwa. Każdemu patrzyła tak serdecznie prosto w oczy. A kiedy zasiedliśmy przy torcie nastała cisza, i wzrok każdego był skierowany na Panią Doktor. I zaczęła opowiadać jak to było w Ugandzie...

Doktor Błeńską wspomina również Ewa Baigazin, misjonarka świecka w Kazachstanie. - Pani Doktor zawsze emanowała ciepłem i dobrem. Była drobna, delikatna ale biła z niej wielka siła. Rozmawiała z nami i przytulała nas. Mówiła i o trądzie i o Chrystusie. To był nie tylko lekarz, ale przede wszystkim człowiek Chrystusa.

Zofia Sokołowska, misjonarka świecka w Peru wspomina setne urodziny doktor Wandy. - Przypominają mi się też jej słowa, że na misje powinni wyjeżdżać ludzie radośni. Sam uśmiech Pani Doktor skracał dystans. Mówiła: "Wszyscy uważają, że moja praca to było poświęcenie, a dla mnie to było szczęścia". Myślę, że te słowa Pani Doktor są kluczowe.

Barbara Uszko-Dudzińska, misjonarka świecka w Kamerunie, obecnie konsultor Komisji KEP ds. Misji wspomina doktor Wandę w Centrum Formacji Misyjnej z "jabłkiem i cukierkami, które są przeznaczone dla osób ciężko pracujących tego wieczoru". - Pani Doktor ujęła mnie swoją spontanicznością, pogodą ducha i serdecznością. Żyła w mocnej zażyłości z Chrystusem, każdego dnia można ją było zobaczyć w kaplicy, gdzie zaczynała dzień, ale też wieczorem, gdy dziękowała Bogu. Nasze rozmowy bardzo wiele mi dały w tamtym czasie... Jej słowa o misjach były dla mnie bardzo cennym drogowskazem.

W 2003 roku Doktor Wanda podzieliła się z Małym Gościem Niedzielnym wspomnieniem z Ugandy, Było to podczas rorat. Opowiadała wtedy:

„Kiedyś pojechaliśmy w teren i rodzice przyprowadzili chłopca, może miał koło 7 lat. A myśmy w Bulubie mieli szkołę, pełną, ośmioklasową, z pełnymi prawami, na bardzo wysokim poziomie. Więc siostra podchodzi do rodziców i pyta, czy on chodzi do szkoły. Ale to było retoryczne pytanie. Oczywiście, nie. Bo trędowaty – to jak może chodzić do szkoły. No i pyta się: "A czy Państwo by chcieli, żeby on przyszedł do Buluby, bo tam bezpłatnie mamy". No więc rodzice uradowani, a chłopak tylko schylił głowę i nic.
Byliśmy jeszcze tego dnia jakieś 4-5 godzin w podróży. On nic nie mówił, tylko miał główkę schyloną, no ale potem jadł z nami, widział, że rozmawiamy,  jakoś się oswoił. I dopiero nim dojeżdżaliśmy do Buluby, to on ze łzami w oczach patrzy na siostrę i mówi:
Więc ty mnie naprawdę nie zjesz?" No, nam się płakać chciało. Pomyśleć, że pięć godzin był przygotowany na to, że my go zabijemy i zjemy. Dlaczego? Dlatego, no bo gdzież: szkoła to jest coś, o czym każde dziecko marzy, które jest poza zasięgiem marzenia chłopca trędowatego. Przychodzą obcy, biorą go, no to skądże on może iść do szkoły”.

- Myślę, że każdy, jeśli pielęgnuje swoje serce, to może przeżyć pięknie życie, jak Pani Wanda. Mieć taką miłość w sobie, kochać, mimo wszystko – mówi Monika Łoboda. - Owszem przyznawała, że były też trudne chwile, „Ale patrzyłam zawsze miłością” powtarzała. Była uśmiechnięta i na końcu zawsze powtarzała: „Niech Cię Bóg błogosławi”.