Czy to prawda, że śmiertelność grypy i covid jest zbliżona?

Wojciech Teister

Taką tezę lansuje popularny dziś wśród sceptyków pandemii artykuł, którego autorem jest Kit Knightly. Tyle że autor tej tezy albo popełnia manipulację, albo poważny błąd metodologiczny.

Czy to prawda, że śmiertelność grypy i covid jest zbliżona?

Zauważyłem, że wielu moich "pandemiosceptycznych" znajomych udostępnia dziś link do tekstu, który z sukcesem obwieszcza, że COVID-19 jest tylko nieznacznie groźniejszy od grypy. Warto przyjrzeć się temu, jak autor tego artykułu, Kit Knightly, dochodzi do tego wniosku.

Otóż na podstawie wypowiedzi dr. Michaela Ryana z WHO, który sugeruje, że zakażenie mogło przejść już około 10 proc. światowej populacji, autor wylicza śmiertelność SARS-CoV-2. Kluczowa jest różnica między zakażeniami zdiagnozowanymi, a szacowanymi. Liczba zdiagnozowanych zakażeń to około 35 milionów (dane sprzed kilku dni). Liczba ofiar śmiertelnych ponad milion. Wyliczenia WHO z tych danych dają śmiertelność na poziomie około 3,4 proc (CFR - śmiertelność wśród potwierdzonych zakażeń). Tymczasem Kit Knightly dolicza do zdiagnozowanych 35 milionów zakażonych szacowaną liczbę osób bezobjawowych i skąpoobjawowych lub po prostu niezdiagnozowanych (ok. 750 mln) i na tej podstawie wylicza śmiertelność COVID na poziomie około 0,14 proc. To IFR czyli śmiertelność wśród wszystkich zakażeń. Dane te zestawia ze śmiertelnością grypy sezonowej na poziomie około 0,1 proc. i wyciąga wniosek - COVID jest tylko nieznacznie bardziej śmiertelny niż grypa. Strzelają korki od szampanów "pandemiosceptyków", oklaski, komentarze, że WHO samo się zaorało. Mogłaby w tym momencie opaść kurtyna, gdyby nie jeden istotny szczegół - między zestawionymi wyliczeniami śmiertelności nie ma analogii. Dlaczego?

Wspomniane 0,1 proc. dla grypy jest wyliczone w oparciu o rozpoznane klinicznie przypadki grypy, nie uwzględnia przypadków zakażenia wirusem grypy bezobjawowych (takich też jest sporo, patrz TUTAJ) oraz skąpoobjawowych, z którymi chory nigdy nie przyszedł do lekarza, więc nie został zdiagnozowany jako chory na grypę. Innymi słowy Knightly dla udowodnienia swojej tezy zestawia ze sobą dane IFR (przyjmując najszersze dostępne szacunki, niepoparte zakrojonymi na szeroką skalę badaniami serologicznymi, co daje ostatecznie maksymalnie obniżoną śmiertelność) dla COVID, z CFR dla grypy sezonowej. A to zupełnie nieporównywalne dane. 

Czy jest to celowa manipulacja, czy prosty błąd metodologiczny, nie mnie oceniać. Jednak IFR dla grypy szacowane jest w zależności od sezonu na 0,02-0,05 proc.

Na marginesie zostawiam inne uwagi, które również mają ogromne znaczenie w wyliczaniu śmiertelności, takie jak np. fakt, że tam, gdzie przeprowadzono szersze badania na obecność przeciwciał, IFR dla COVID jest wyższe niż wspomniane 0,14 proc., a w ogóle śmiertelność COVID jest wyliczana w oparciu o dane z sezonu, gdzie w większości krajów wprowadzono bardzo poważne restrykcje ograniczające kontakty międzyludzkie (i co za tym idzie - rozprzestrzenianie się chorób przenoszonych drogą kropelkową, co może nie zmienia znacząco śmiertelności, ale bardzo obniża liczbę zakażeń i przez to liczbę zgonów), a dane o śmiertelności grypy czerpiemy z sezonów, gdy ta mogła rozchodzić się w społeczeństwie bez żadnych ograniczeń.