publikacja 17.09.2020 00:00
Poborca podatków Lewi wraz ze swoimi pomocnikami liczył pieniądze. Zobaczył go Chrystus.
Jan Sanders van Hemessen
Powołanie św. Mateusza
olej na desce, 1535–1540
Kunsthistorische Museum, Wiedeń
„Rzekł do niego: »Pójdź za Mną!«. On zostawił wszystko, wstał i chodził za Nim” (Łk 5,27-28) – tak Ewangelia według św. Łukasza opisuje powołanie św. Mateusza na apostoła.
Zadziwiające w kompozycji flamandzkiego artysty Jana Sandersa van Hemessena jest to, że żadna z sześciu obecnych w komorze celnej osób nie spogląda na Jezusa, wchodzącego do wnętrza z prawej strony. Nie znaczy to jednak, że Go nie zauważają, raczej wydają się Go za wszelką cenę ignorować. Dwaj siedzący najbliżej Zbawiciela są całkowicie pochłonięci liczeniem pieniędzy i zapisywaniem rachunków w zeszycie. Mateusz, którego widzimy na pierwszym planie z lewej strony, jest oddzielony od Jezusa i też nie patrzy w Jego kierunku. Jednak wystarczy jedno spojrzenie na jego twarz, żeby zrozumieć, że w sercu celnika dokonuje się wielka przemiana. Próbuje wstać, ale dostrzegają to dwie osoby. Zwłaszcza kobieta siedząca najbliżej usilnie stara się zwrócić uwagę Mateusza i powstrzymać go. Obejmuje go nawet rękami i wpatruje się w jego twarz. Z drugiej strony ręka jakiegoś innego człowieka zbliża się do Mateusza, by go powstrzymać.
Zbawiciel, patrząc na wybranego celnika, wykonuje charakterystyczny gest ręką, nakazując mu wyjść. Podobny gest powtarza osoba widoczna z lewej strony na dalszym planie. Nie jest to jednak naśladowanie Jezusa albo zgoda na Jego propozycję, lecz raczej odrzucenie lub próba powstrzymania. Osoba ta odwraca bowiem głowę w drugą stronę.
Na dalszym planie widzimy apostołów czekających na Jezusa. Wkrótce wraz z Mistrzem i nowym apostołem pójdą do domu Mateusza, by tam ucztować.
Leszek Śliwa
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.