Walka Ciapy

Agata Puścikowska

|

GN 36/2020

publikacja 03.09.2020 00:00

Starsza żołnierka trzyma zdjęcie młodej dziewczyny. I to ona, i tamto ona. Historia jest dziś, tylko później…

Pani Wanda Zalewska-Zdun walczyła w powstaniu warszawskim jako sanitariuszka. Jej zdjęcie w zestawieniu ze zdjęciem legitymacyjnym z 1936 r. jako plakat pojawiło się w sierpniu na ulicach Warszawy. Pani Wanda Zalewska-Zdun walczyła w powstaniu warszawskim jako sanitariuszka. Jej zdjęcie w zestawieniu ze zdjęciem legitymacyjnym z 1936 r. jako plakat pojawiło się w sierpniu na ulicach Warszawy.
Projekt plakatu Wojciech Korkuć, wykorzystano zdjęcie Pawła Zduna (koloryzacja Mikołaj Kaczmarek)

Wanda Zdun z domu Zalewska, ps. Rawicz, sanitariuszka Obwodu II „Żywiciel”. Dziś delikatna starsza pani w mundurze. W oczach spokój, dobro, ale i stanowczość. Z plakatu patrzy na całą Warszawę. Z tego samego plakatu patrzy młoda dziewczyna z warkoczami – sanitariuszka z powstania warszawskiego. To ta sama Wanda, tylko dziesiątki lat wcześniej, dziewczyna z AK. – Mama zawsze się śmiała, że w szkole powszechnej była nazywana Ciapą. Słaba fizycznie, delikatna, subtelna – opowiada syn pani Wandy, Paweł Zdun. I ta Ciapa miała w sobie wielką siłę: dała radę w 1944 roku. I później.

Dziewczyna z Żoliborza

Była córką Heleny Zalewskiej, z domu Fontana, nauczycielki szkół zawodowych, i plastyka, artysty malarza Stanisława Zalewskiego. Rodzina mieszkała w Warszawie. Okupację i powstanie przeżyła na Żoliborzu. Wanda w czasie okupacji uczyła się na tajnych kompletach. Ukończyła w ten sposób naukę na poziomie pierwszej klasy szkoły średniej. Kursy, tajne oczywiście, prowadzone były m.in. na placu Inwalidów. Szkoła działała pod przykrywką kursów kroju i szycia. „O to już dbały nasze wychowawczynie, żeby mieć zawsze przy sobie odpowiednie notatki, jakieś przybory do naprawy odzieży czy kłębki i druty do dziewiarstwa; jeżeli były to kursy ogrodnicze − dyktowano nam krótkie teksty na temat nawozów sztucznych czy jakichś upraw. Ponieważ były też tam, na Żoliborzu, ogródki działkowe, więc połączone to było z praktyką. (…) Najważniejsze było to, że w ten sposób myśmy miały arbeistkarty (…). Miałyśmy również odpowiednie pieczątki na tych arbeitskartach – autentyczne, niepodrobione”. Dzięki tym dokumentom dziewczęta mogły legalnie mieszkać w Warszawie i nie były wywożone na roboty do Rzeszy.

Dostępne jest 14% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.