Pierwsze porozumienie

Sebastian Ligarski

|

GN 35/2020. Sierpniowy przełom

publikacja 31.08.2020 00:00

Wielka fala strajków w Sierpniu 1980 r. rozpoczęła się w szczecińskiej stoczni im. Adolfa Warskiego w poniedziałek 18 sierpnia.

Wymiana dokumentów podpisanych przez Międzyzakładowy Komitet Strajkowy z Komisją Rządową. Po lewej Marian Jurczyk, przewodniczący MKS, po prawej wicepremier Kazimierz Barcikowski. Szczecin, 30.08.1980 r. Wymiana dokumentów podpisanych przez Międzyzakładowy Komitet Strajkowy z Komisją Rządową. Po lewej Marian Jurczyk, przewodniczący MKS, po prawej wicepremier Kazimierz Barcikowski. Szczecin, 30.08.1980 r.
Jerzy Undro /caf/pap

O strajku mówiło się już od piątku 16 sierpnia, zaś w poniedziałek od samego rana w stoczni panowało ogromne napięcie. Do jej nabrzeża przybiła motorówka ze Stoczni Remontowej „Parnica”, która po godzinie szóstej rano proklamowała strajk. Aleksander Krystosiak (związany z Wolnymi Związkami Zawodowymi Pomorza Zachodniego) i jego towarzysze zastali załogę Warskiego w stanie permanentnej dyskusji. Po pierwszej przerwie śniadaniowej, około godz. 10.30, stocznia przerwała w końcu prace. Kilka tysięcy ludzi zebrało się przed bramą główną i zażądało rozmów z przedstawicielami władz. Pojawiły się hasła popierające Gdańsk oraz załogę szczecińskiej Parnicy. Do zakładu przyjechał Janusz Brych, I sekretarz KW PZPR, który wraz z dyrektorem stoczni Stanisławem Ozimkiem, Eugeniuszem Szerkusem, pracownikiem stoczni i członkiem komitetu strajkowego z Grudnia 1970 i Stycznia 1971, oraz Waldemarem Ronisem z Meramontu stanął na przyczepie ciągnikowej i rozpoczął rozmowę ze stoczniowcami. Brych starał się na bieżąco odpowiadać na sypiące się w jego kierunku pytania − postulaty zebranych stoczniowców. Chaos i tumult powodowały, że I sekretarz nalegał na przeniesienie spotkania do świetlicy i domagał się od strajkujących sformułowania postulatów oraz wybrania delegatów. Dopiero głos Eugeniusza Szerkusa i jego autorytet zadziałały na stoczniowców, którzy rozeszli się po wydziałach i rozpoczęli pracę nad postulatami. O godz. 14.00 delegaci z poszczególnych wydziałów spotkali się w świetlicy. Zanim rozpoczęło się kolejne spotkanie z Brychem, strajkujący wybrali swojego przewodniczącego. Został nim Marian Jurczyk, magazynier, kojarzony ze strajku w Grudniu 1970 r., wysunięty przez Krzysztofa Kasprzaka. W czasie kolejnego spotkania z Januszem Brychem delegaci poszczególnych wydziałów odczytywali swoje postulaty. Wiele z nich miało charakter ekonomiczno-socjalny i dotyczyło spraw stricte stoczniowych.

Padają pierwsze postulaty

Stefan Kozłowski, któremu udało się pozostać w stoczni pomimo ogromnych problemów (był członkiem WZZ Pomorza Zachodniego − uznawany przez strajkujących za korowca, tzn. nielegalną część społeczeństwa, która strajkującym mogła tylko zaszkodzić), dodawał: „Wciąż padają nowe hasła. Kresy. Ukraina. Kościół katolicki oczywiście, środki masowego przekazu, dostęp do nich. Wypływa sprawa cenzury. Delegaci nie zapominają o Polakach za granicą, w Związku Radzieckim rzecz jasna. A skoro tak, to co z Katyniem? Wiele pytań i żądań. Niektóre nierealne lub nazbyt polityczne”. Marian Juszczuk, wiceprzewodniczący KS, potem MKS: „Trzeba im było długo tłumaczyć, żeby z niektórych postulatów zrezygnowali. To oni na to: »Jest prawie to samo, tylko inaczej sformułowane«. Myśmy się mogli już dawno dogadać jako stocznia, dostalibyśmy co dusza zamarzy, my na tym na pewno stracimy, aleśmy zrobili to tylko po to, żeby wziąć pod skrzydła te drobne zakłady. Ci się upierają: »No, chociaż ten postulat weźcie... «” .

Drugie spotkanie z Januszem Brychem 18 sierpnia trwało około godziny. I sekretarz prosił strajkujących o przedstawienie jednej zbiorczej lisy żądań, gdyż odczytywanie ich przez poszczególne wydziały trwało niezwykle długo, dochodziło do wielu powtórzeń, a sytuacja była dynamiczna i zmieniała się z godziny na godzinę. Antoni Szatkowski zapisał zbiorczą listę w miarę niepowtarzających się 70 postulatów, które wyłaniały się z tych przedstawionych przez stoczniowców I sekretarzowi KW PZPR w Szczecinie. Czy z tej listy powstało 36 postulatów szczecińskich? Niewykluczone. Nie ulega wątpliwości, że trud ich opracowania i zredagowania spadł na trzy osoby: Marię Chmielewską, Kazimierza Fischbeina i Stanisława Wiszniewskiego. To oni, w odpowiedzi na apel Mariana Jurczyka, zamknęli się w pokoju dyrektora do spraw produkcji i przez całą noc redagowali i układali dezyderaty stoczniowców. Rankiem 19 sierpnia 1980 r. lista postulatów była gotowa, a Komitet Strajkowy czekał na spotkanie z władzami wojewódzkimi. W tym samym czasie strajk szybko rozszerzał się na cały Szczecin, a potem województwo. O godz. 14.00 tego dnia Komitet Strajkowy Stoczni Szczecińskiej przekształcił się w Międzyzakładowy Komitet Strajkowy, z Marianem Jurczykiem jako przewodniczącym, i zwrócił się z żądaniem o natychmiastowe przybycie do Szczecina przedstawicieli władz centralnych „celem podjęcia dyskusji nad postulatami wysuniętymi przez załogi strajkujących zakładów, ze względu na rangę problemów poruszanych w tych postulatach”.

Do Szczecina przybyła komisja rządowa pod przewodnictwem wicepremiera Kazimierza Barcikowskiego. W momencie ukonstytuowania się MKS akces do niego deklarowało 20 zakładów. 30 sierpnia 1980 r., w momencie podpisania porozumień przez Kazimierza Barcikowskiego i Mariana Jurczyka, zrzeszonych było w nim ponad 360 zakładów z całego województwa i innych regionów.

Porozumienie, 30 sierpnia 1980 r.

W nocy z 29 na 30 sierpnia osiągnięto porozumienie. Około godziny pierwszej w nocy do stoczni przyjechali Kazimierz Barcikowski i jego doradcy. Przez następne kilka godzin trwało doprecyzowanie porozumienia, w szczególności punktu pierwszego (wolne, niezależne związki). Nadal dyskutowano, czy ma on dotyczyć tylko Szczecina, czy też całego kraju. Barcikowski nie otrzymał od Biura Politycznego KC PZPR pozwolenia na podpisanie porozumienia. Według ministra przemysłu ciężkiego Aleksandra Kopcia (który negocjował w Jastrzębiu-Zdroju) decyzję o szybszym podpisaniu porozumienia podjął Edward Gierek, przekazując ją Andrzejowi Żabińskiemu (a ten Barcikowskiemu). Wicepremier przekazał strajkującym informację o gotowości do podpisania porozumienia.

Ustalona treść punktu pierwszego daleka była od sformułowania zawartego w postulatach. Porozumienie przewidywało powołanie samorządnych związków zawodowych, „które będą miały socjalistyczny charakter zgodnie z Konstytucją PRL, przy przyjęciu następujących zasad: Komitety Strajkowe z chwilą zakończenia strajku stają się Komisjami Robotniczymi, rozpisują one w miarę potrzeb powszechne, bezpośrednie, tajne wybory do Władz Związków Zawodowych. Prowadzone będą prace nad przygotowaniem Ustawy, Statutów i innych dokumentów określonych w art. 3 Konwencji nr 87, w tym celu opracowany zostanie odpowiedni harmonogram pracy”. Dla robotników w tym czasie przekaz tego zapisu był jednak jasny. Przemysław Fenrych: „Tak naprawdę liczył się tylko punkt pierwszy, ten o powołaniu wolnych związków zawodowych. Mieliśmy swoją organizację, stworzyliśmy ją sami, oddolnie, nikt nami nie sterował”. Skąd­inąd zapis był sukcesem Barcikowskiego, bo dawał władzy możliwość szybkiego i w miarę prostego zdławienia w zarodku niezależnych inicjatyw robotniczych.

Podpisanie porozumienia rozpoczęło się o godz. 8.00, w historycznej już wtedy, świetlicy stoczniowej. W imieniu strajkujących porozumienie podpisali Marian Jurczyk, Kazimierz Fischbein i Marian Juszczuk, w imieniu strony rządowej Kazimierz Barcikowski, Andrzej Żabiński, Janusz Brych. Dziś z sygnatariuszy tego porozumienia nie żyje już nikt. Na zdjęciach z tego okresu widać postać młodego stoczniowca podającego dokumenty do podpisu. To Jarosław Mroczek, wtedy członek MKS, dziś przedsiębiorca, prezes Pogoni Szczecin. Świetlica była wypełniona po brzegi. Władysław Dziczek wspominał: „Moment podpisania porozumienia sierpniowego zapamiętałem doskonale. Byłem w świetlicy głównej, która pękała w szwach. Na sali panował powszechny entuzjazm”.

Zatem po wielu dniach napięcia i walki, w której ogromny strach mieszał się z nadzieją, władze postulaty zaakceptowały, w tym ten najważniejszy, dotyczący wolnych, niezależnych związków zawodowych. I choć jego sformułowanie dalekie było od pierwowzoru, to i tak wśród strajkujących powszechne było poczucie zwycięstwa i ulgi, że to już koniec. To, co stało się, gdy MKS przekształcił się w Międzyzakładowy Komitet Robotniczy (a potem powstał NSZZ Solidarność), to już zupełnie inna historia. Zadowolony był też Kazimierz Barcikowski. Teraz czekał na rozwój wydarzeń. ●

Więcej o początkach "Solidarności" dowiesz się w serwisie https://twarzesolidarnosci.gosc.pl

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.