Przed Sierpniem był Lipiec

Tomasz Panfil

|

GN 35/2020. Sierpniowy przełom

publikacja 31.08.2020 00:00

Robotnicy WSK PZL Świdnik, którzy 8 lipca 1980 r. ogłosili strajk, musieli przede wszystkim przezwyciężyć strach. Gdy go pokonali – natchnęli odwagą resztę Polski.

W Lublinie podczas strajku komunikacji ludzi podwożono taborem miejscowych zakładów pracy. Lublin, lipiec 1980 r. W Lublinie podczas strajku komunikacji ludzi podwożono taborem miejscowych zakładów pracy. Lublin, lipiec 1980 r.
Grzegorz Józefczuk

Co sprawiło, że Polacy latem 1980 r., mimo że przecież żywa była pamięć o grudniowej rzezi na Wybrzeżu i o radomskich „ścieżkach zdrowia”, kiedy robotników upokarzano, przepędzając ich między szeregami zomowców tłukących w amoku pałami, po raz kolejny wystąpili przeciwko rządzącym?

Z gniewu i nadziei

Tym, co rozpalało w ludziach gniew, były permanentne, niekończące się „przejściowe trudności w zaopatrzeniu rynku w podstawowe artykuły konsumpcyjne”. Symboliczne było wprowadzenie kartek na cukier (sierpień 1976 r.), lecz bardziej brzemienny w konsekwencje − kryzys na rynku mięsnym. Chcący kupić mięso – podstawowy składnik menu polskich rodzin – przychodzili do sklepów coraz wcześniej: najpierw kilkanaście, kilkadziesiąt minut przed otwarciem, potem kilka godzin, aż wreszcie kolejki zaczęły ustawiać się wieczorem dnia poprzedniego. Władze próbowały problem zlikwidować przez tworzenie tzw. sklepów komercyjnych, lecz rychło i tam zaczęło brakować towaru. Zdecydowały się na ogólną podwyżkę cen. 1 lipca 1980 r. wzrosły ceny w stołówkach i bufetach zakładowych.

Nie ma wątpliwości, że nadzieją i odwagą natchnęły Polaków wybór kardynała Karola Wojtyły na głowę Kościoła rzymskokatolickiego w październiku 1978 r. oraz – bardziej jeszcze – osiem miesięcy później jego pielgrzymka ojczyzny. Krzepiąca dla robotników była wiedza, że nie są samotni – istniał Komitet Obrony Robotników, który tworzyli konkretni ludzie, podający imiona, nazwiska, adresy.

Od kotleta do wolności

8 lipca z powodu podwyżki cen zastrajkowali robotnicy Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego PZL Świdnik. W późniejszym czasie tu i ówdzie czyniło się im zarzuty, że zastrajkowali z powodu kotleta. Lecz – niezależnie od przyczyn – Świdnik pokazał, że można powiedzieć „dość!” i sprzeciw ten wyrazić mądrze – przez strajk okupacyjny. Ze świdnickiej lekcji skorzystali następni: 9 lipca strajk rozpoczął się w Fabryce Maszyn Rolniczych „Agromet”, 10 lipca w Lubelskich Zakładach Naprawy Samochodów, 11 lipca w Fabryce Samochodów Ciężarowych. I choć tego samego dnia w WSK podpisano porozumienie z władzami, lubelska fala strajkowa przetaczała się dalej.

Do drobnych, często dotyczących jednego zakładu postulatów ekonomicznych dochodziły postulaty poważniejsze i uniwersalne. Najistotniejsza była kwestia zapewnienia robotnikom autentycznej reprezentacji ich interesów. Istniejące wówczas związki zawodowe były de facto organami władz. Na porozumieniu kończącym strajk w WSK PZL-Świdnik po jednej stronie podpisali się przedstawiciele załogi, a po drugiej reprezentujący dyrekcję zakładu przewodniczący Samorządu Robotniczego i Rady Zakładowej.

Głębokie zaniepokojenie przerwami

Gazety półgębkiem mówią o „przerwach w pracy w zakładach Lubelszczyzny”, a w rzeczywistości to już prawdziwa fala strajków. 16 i 17 lipca sparaliżowana zostaje komunikacja, bo do akcji przystępują pracownicy lokomotywowni, firm transportu handlowego i komunikacji miejskiej. Lubelski węzeł kolejowy jest całkowicie zablokowany przez 70 lokomotyw ustawionych na zwrotnicach przez kolejarzy. Biuro Polityczne PZPR 18 lipca wydaje oświadczenie: „Biuro Polityczne wyraziło głębokie zaniepokojenie przerwami w zakładach produkcyjnych i komunalnych oraz w lubelskim węźle kolejowym, a także ogólną sytuacją w mieście. Sytuacja ta podważa dobre imię naszego kraju, narusza zaufanie do Polski u jej partnerów i może budzić niepokój jej przyjaciół. Pociąga ona za sobą liczne kłopoty dla mieszkańców miasta. Atmosfera napięcia jest na rękę wrogom Polski, stwarza niebezpieczeństwo prowokacji politycznej”. Polacy bardziej niż wrogów bali się jednak „niepokoju przyjaciół”. Kulminacja strajków miała miejsce 18 lipca: protestowali wówczas pracownicy 79 zakładów. Dzień później do mieszkańców Lublina Paweł Dąbek, przewodniczący Frontu Jedności Narodu, i Władysław Kruk, I sekretarz KW PZPR, wystosowali „Apel”: „W chwilach pełnych napięć i niepokoju, które przeżywamy w naszym mieście, w obliczu zakłócenia normalnego funkcjonowania wielu dziedzin życia zwracamy się do Was z gorącym apelem o zachowanie spokoju i rozwagi, o podjęcie wszystkich możliwych działań na rzecz przywrócenia w naszym mieście normalnej pracy, ładu i porządku. Jest to obecnie nasza największa powinność wobec możliwości dojścia do głosu niezdrowych emocji, do sytuacji utrudniających normalne życie”. Tego samego dnia wielka ulga: w obliczu skali protestów partia zdecydowała się na negocjacje – do rozmów ze strajkującymi powołano Komisję Rządową. Strajki stopniowo wygasały, ostatni zakończono 24 lipca. W sumie protestowali pracownicy ponad 150 zakładów Lubelszczyzny.●

Więcej o początkach "Solidarności" dowiesz się w serwisie https://twarzesolidarnosci.gosc.pl

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.