Sen o „drugiej Polsce”

Bogusław Tracz

|

GN 35/2020. Sierpniowy przełom

publikacja 31.08.2020 00:00

Kiedy w grudniu 1970 r., po krwawej pacyfikacji protestów na Wybrzeżu, Edward Gierek zastąpił Władysława Gomułkę na stanowisku I sekretarza Komitetu Centralnego PZPR, większość Polaków z ulgą przyjęła tę wewnątrzpartyjną roszadę.

Obchody Dnia Górnika w katowickim Spodku były częścią rytuału mającego świadczyć o poparciu  dla Edwarda Gierka i jego ekipy. Katowice, 4.12.1977 r. Obchody Dnia Górnika w katowickim Spodku były częścią rytuału mającego świadczyć o poparciu dla Edwarda Gierka i jego ekipy. Katowice, 4.12.1977 r.
Tadeusz Zagoździński /pap

Polakom, zmęczonym siermiężnością i malkontenctwem Gomułki, nowego szefa partii prezentowano jako polityka nowoczesnego. Podkreślano, że w młodości, którą spędził na Zachodzie, był członkiem Francuskiej Partii Komunistycznej i biegle znał język Moliera. I choć rzekomo gromkie „Pomożemy!”, które mieli w Szczecinie zadeklarować zgodnie strajkujący stoczniowcy, było propagandową mistyfikacją, to po raz pierwszy zdarzyło się, że szef rządzącej partii przekroczył próg strajkującego zakładu, by rozmawiać z robotnikami. Wszystko to powodowało, że nowy I sekretarz otrzymał spory kredyt zaufania.

Gierek i jego ludzie zdawali sobie sprawę, że masakra dokonana w grudniu 1970 r. na Wybrzeżu obciążyła partię i ponurym cieniem kładła się również na nowej ekipie. Klucz do odbudowy społecznego zaufania widziano w nowej polityce gospodarczej, która miała w szybkim czasie przynieść poprawę życia Polaków. Jednak wszelkie zmiany były dopuszczalne pod jednym warunkiem − że nie doprowadzą do poważniejszych zmian systemu politycznego i tym samym nie naruszą komunistycznych pryncypiów.

Opracowana zaraz na początku dekady koncepcja „dynamicznego rozwoju kraju” w propagandowym przekazie prezentowana była jako „budowa drugiej Polski”, zamożniejszej i bardziej beztroskiej w porównaniu ze swoją pierwszą, powojenną poprzedniczką. Program ów wyrażało hasło: „Aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej”, a jego realizacji miały służyć nie tylko nowe, spektakularne inwestycje, ale również import artykułów konsumpcyjnych. Ten zaś umożliwiły sowieckie pożyczki i kredyty zaciągane za granicą. Polacy szybko i realnie odczuli poprawę jakości życia. Już w 1971 r. na sklepowych półkach zagościło więcej towarów. Łatwiej było o kawę, owoce cytrusowe, słodycze.

W pierwszej połowie lat 70. wzrosły płace i wielu Polaków mogło sobie pozwolić na zakup lepszych mebli, artykułów gospodarstwa domowego czy ubrań. To właśnie wówczas w większości mieszkań zagościły na dobre lodówki, pralki, telewizory i magnetofony. W sklepach pojawiły się dżinsy, coca-cola i produkowane w kraju na amerykańskiej licencji papierosy „Marlboro”. Nagłaśniane propagandowo inwestycje w przemyśle motoryzacyjnym i budownictwie mieszkaniowym niosły ze sobą obietnicę „samochodu dla każdej rodziny” i „własnego mieszkania”. I faktycznie do końca dekady ilość samochodów na drogach wzrosła trzykrotnie, a w wielu miastach pojawiły się wielkopłytowe osiedla. Jednocześnie rosły świadczenia socjalne i wydatki państwa na opiekę zdrowotną.

Jednak pomimo to nie udało się uniknąć problemów z zaopatrzeniem, nawet jeśli w niektórych okresach udawało się stworzyć pozory dobrobytu. Braki były niezbywalną częścią „gospodarki niedoboru”. I choć co roku korygowano plany zaopatrzenia rynku, to i tak nie było miesiąca, by nie brakowało jakiegoś towaru bądź asortymentu. Zaopatrzenie w mięso i jego przetwory, zwłaszcza te lepsze gatunkowo, było problemem przez całą dekadę.

Realizowano wielkie inwestycje, na czele z Hutą Katowice − metalurgicznym gigantem budowanym na granicy Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego. Jednak centralnie planowana, zbiurokratyzowana i w gruncie rzeczy nieefektywna państwowa machina gospodarcza nie była w stanie poradzić sobie z problemami, które sama generowała. Do tego ogólnoświatowy kryzys paliwowy w 1973 r. spowodował pogłębienie się problemów ekonomicznych.

Kiedy w czerwcu 1976 r. władze postanowiły przeprowadzić podwyżkę cen, społeczeństwo odpowiedziało strajkami i demonstracjami ulicznymi. Co prawda tym razem nie użyto broni, ale represje i tak były wyjątkowo brutalne. Z podwyżki wycofano się, ale odtąd „okresowe niedobory” stały się dominantą codzienności. Przed sklepami coraz częściej ustawiały się kolejki. Atak zimy stulecia na przełomie lat 1978 i 1979 okazał się gwoździem do trumny. W wielu częściach kraju zabrakło energii, stanęła komunikacja, a problemy z zaopatrzeniem gwałtownie się zwiększyły. Na początku 1980 r. sklepowe półki świeciły pustkami. Próbowano ratować sytuację za pomocą sprzedaży poszukiwanych towarów, zwłaszcza mięsa i wędlin w tzw. sklepach komercyjnych, w których te same produkty sprzedawano po znacznie wyższej cenie. Już na początku lata 1980 r. przez kraj przetoczyła się fala niezadowolenia. Szalę goryczy przelała decyzja o wprowadzeniu cen komercyjnych na mięso i wędliny w bufetach i stołówkach zakładowych oraz skierowaniu do tzw. sprzedaży komercyjnej kolejnych gatunków mięsa i wędlin. Wybuchły strajki. Kończył się sen o „drugiej Polsce”, socjalistycznym państwie dobrobytu.●

Więcej o początkach "Solidarności" dowiesz się w serwisie https://twarzesolidarnosci.gosc.pl

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.