Zatrzymał Wrocław

Karol Białkowski

publikacja 23.08.2020 00:00

Stał się legendą trochę przez przypadek. To z nim kojarzony jest początek wrocławskiego strajku.

Tomasz Surowiec w 2015 r., na kilka miesięcy przed śmiercią. Tomasz Surowiec w 2015 r., na kilka miesięcy przed śmiercią.
Karol Białkowski /Foto Gość

Tomasz Surowiec urodził się w 1949 r. w Łodzi. W 1976 r. zamieszkał we Wrocławiu i podjął pracę w MPK. Zbieg okoliczności sprawił, że stał się sztandarową postacią strajku w Zajezdni nr VII.

Jak to się zaczęło?

Informacja o strajku w Gdańsku przedostała się do Wrocławia dość prozaicznie. Lato w 1980 r. było upalne. Urlop nad Bałtykiem spędzało wielu wrocławian. Ci bardziej zaangażowani pojechali do Gdańska i dołączyli do stoczniowców na kilka dni, a po powrocie do stolicy Dolnego Śląska przekazali wieści z pierwszej ręki. – Sytuacja w sierpniu 1980 r. w całym kraju była bardzo napięta. Wiadomo było, że na Wybrzeżu coś zaczęło się dziać. Przepływ informacji był znikomy, bo nie pozwalała na to cenzura. Wiedzieliśmy tylko o tym, że nastąpiły tam „przerwy w pracy”. Słowo „strajk” było wtedy zakazane – wspominał przed laty Tomasz Surowiec.

Z Wrocławia do Gdańska popłynęło też wsparcie materialne. Inicjatorami byli Roman Lazarowicz i jego żona Helena, którzy zebrali wśród znajomych pieniądze i przekazali je stoczni gdyńskiej. Do Wrocławia przywieźli ulotki z postulatami gdańskimi, które zaczęli kolportować wraz z Kornelem Morawieckim. Były one również drukowane w „Biuletynie Dolnośląskim”, w którym wytłumaczono, jaki jest cel strajku w Gdańsku i zachęcano do podjęcia podobnej akcji we Wrocławiu. Jak zaznacza dr Andrzej Jerie, zastępca dyrektora Centrum Historii Zajezdnia i badacz wydarzeń Sierpnia 1980, to był jeden z katalizatorów rozpoczęcia akcji strajkowej. Nastroje społeczne były już bardzo napięte, a presja rosła. Mieszkańcy Wrocławia pytali kierowców autobusów, dlaczego wciąż jeżdżą i nie strajkują.

Byliśmy solidarni

Tomasz Surowiec miał przed wybuchem strajku kontakt z różnymi środowiskami, m.in. z członkami Komitetu Obrony Robotników. To od przedstawicieli tej organizacji 25 sierpnia otrzymał ulotkę z wykazem 21 postulatów gdańskich i kilka biuletynów strajkowych. Stwierdził, że nie może wiadomości ze Stoczni Gdańskiej zostawić tylko dla siebie. – Następnego dnia przyjechałem wcześnie rano do pracy. Chciałem zapoznać z postulatami moich kolegów – mówił w wywiadzie sprzed lat. W Zajezdni nr VII przy ul. Grabiszyńskiej ok. godz. 4 rano było obecnych 40 kierowców i kilkunastu pracowników zaplecza. Na zebraniu załogi Surowiec odczytał owe postulaty. Obecni jednogłośnie podjęli decyzję o rozpoczęciu strajku solidarnościowego ze stoczniowcami. Strajkujący zablokowali bramę wjazdową i w miasto nie wyjechał żaden autobus, a Tomasz Surowiec stał się symbolem początku protestu.

– Zajezdnia przy ul. Grabiszyńskiej była jedną z siedmiu we Wrocławiu. Trzy były przeznaczone dla autobusów, cztery dla tramwajów. W pozostałych miejscach nikt nie wiedział o podjętym strajku. Wysłalno więc łączników, by przekazać tę informację pracownikom MPK z całego miasta – mówił Surowiec. W południe większa część taboru wróciła do baz i do strajku dołączyli pracownicy komunikacji miejskiej ze wszystkich ośrodków.

Kurczaki i lęk przed pacyfikacją

Sytuacja rozwijała się bardzo dynamicznie. Lotem błyskawicy informacje dotarły również do innych zakładów. – Na ul. Grabiszyńskiej było ich bardzo wiele: Fadroma, Hutmen, Elwro i inne. Codziennie masa ludzi jechała tędy do pracy. Szybko się zorientowali, że coś się dzieje – wymieniał Surowiec, który wszedł w skład Zakładowego, a później Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego. 27 sierpnia stanęły również przedsiębiorstwa z innych części Dolnego Śląska, w sumie 178 zakładów.

Partyjni włodarze MPK oraz dygnitarze z sekretarzem i wojewodą namawiali strajkujących do powrotu do pracy. Obiecywali przy tym podwyżki płac i… kurczaki. – Wtedy ciężko było o mięso i ta propozycja była formą przekupstwa. Nie byliśmy jednak zainteresowani – tłumaczył Tomasz Surowiec. Podkreślał przy tym, że kierowcy zarabiali wtedy naprawdę dobrze. – Jasno powiedzieliśmy, że tylko porozumienie w Gdańsku może przerwać nasz strajk. Mieliśmy dwa postulaty: połączenie telefoniczne ze stocznią, co było poza zasięgiem miejscowych władz, oraz, bojąc się prowokacji, żądanie zakazu sprzedaży alkoholu – wspominał inicjator akcji strajkowej. Zaznaczył także, że jedyną rzeczą, której bali się protestujący, było zagrożenie pacyfikacją przez milicję. – Jak władza przekonała się, że jesteśmy nie do ruszenia, zostaliśmy otoczeni. Na szczęście wraz z milicjantami wokół zajezdni pojawiły się również rodziny strajkujących i mnóstwo mieszkańców miasta. Były ich setki. To oni stanowili nasze zabezpieczenie przed ewentualną interwencją – dodał. Przypuszczał też, że tylko obawa przed rozlewem krwi i zaangażowaniem wrocławian powstrzymała akcję zbrojną.

Zajezdnia nr VII podczas strajku w sierpniu 1980 roku.   Zajezdnia nr VII podczas strajku w sierpniu 1980 roku.
archiwum Ośrodka „Pamięć i Przyszłość”

Życie w czasie strajku

Po pierwsze, powołano straż strajkową, która nie wpuszczała na teren zajezdni obcych i pilnowała porządku oraz tego, by ludzie nie pili alkoholu. Właśnie prohibicja była jednym z pierwszych przepisów porządkowych, które zostały wprowadzone. Powstał też pewien rytm dnia związany z dwoma dziennie wiecami strajkujących oraz z wydawaniem codziennych komunikatów do mieszkańców Wrocławia, które informowały o kontynuacji strajku, o tym, ile zakładów już się przyłączyło do wspólnej akcji, ale też na przykład o poparciu abp. Henryka Gulbinowicza dla strajkujących. Biuletyny były redagowane, drukowane na terenie zajezdni i rozdawane przy bramie oraz w innych punktach miasta. Strajkujący otrzymywali od wrocławian koce, śpiwory i jedzenie. Co ciekawe, wielu opowiadało, że w roku kryzysu gospodarczego i niedoboru produktów spożywczych nigdy nie jedli tak dobrze jak wówczas.

Przy bramie wjazdowej istniał też punkt informacyjny, w którym przedstawiciele innych zakładów mogli się dowiedzieć, jak założyć własny komitet strajkowy i jak prowadzić strajk. W jego działalność był zaangażowany Tomasz Surowiec.

Ważnym elementem było też życie religijne. Na budynku zajezdni zawisł krzyż, dwukrotnie też została odprawiona Msza św. – 29 i 31 sierpnia. Spowiedź odbywała się w autobusach, a posługiwali jezuici z parafii przy al. Pracy. Eucharystię odprawiał ks. Stanisław „Orzech” Orzechowski. Jak wynika ze świadectw niektórych uczestników wydarzeń, 31 sierpnia w Eucharystii brało udział nawet 10 tys. ludzi. To ogromna liczba, zważywszy na to, że w zajezdni było zaledwie ponad 200 strajkujących. Różne środowiska dbały o to, by strajkującym się nie nudziło. Były wykłady studentów wrocławskich uczelni i występy artystyczne. T. Surowiec opowiadał, że dla niego najbardziej zaskakującym wydarzeniem był koncert muzyków Opery Wrocławskiej z repertuarem pieśni patriotycznych.

Nieufni do końca

– Kilkakrotnie próbowano nas przekonywać, że tam już wszystko jest podpisane i że możemy wracać do pracy. My byliśmy nieugięci i czekaliśmy na potwierdzenie – mówi. Gdy w piątek 29 sierpnia 1980 r. dotarły do stolicy Dolnego Śląska informacje, że porozumienie jest blisko, do Gdańska udały się dwie delegacje. – Czekaliśmy, aż przyjadą z oficjalną informacją o zakończeniu negocjacji.

Delegacje wróciły do Wrocławia o 4.00 w nocy z niedzieli na poniedziałek. – Przywieźli porozumienie autoryzowane przez Annę Walentynowicz. Byliśmy usatysfakcjonowani i 1 września wróciliśmy do pracy – wspominał. Zaznaczył też, że wkrótce Komitet Strajkowy przekształcił się w Międzyzakładowy Komitet Założycielski Niezależnego Związku Zawodowego. Tomasz Surowiec został skarbnikiem dolnośląskiego oddziału związku. – Czuło się powiew wolności. Na Dolnym Śląsku ludzie masowo dołączali do Solidarności. Na 10 mln członków w całym kraju aż milion przypadał na nasz region – zaznaczał. Euforia spowodowana namiastką suwerenności trwała do wprowadzenia stanu wojennego w grudniu 1981 roku.●

Więcej o początkach "Solidarności" dowiesz się w serwisie https://twarzesolidarnosci.gosc.pl

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.