Dom zagubionych owiec

ks. Adam Pawlaszczyk

|

GN 34/2020

publikacja 20.08.2020 00:00

O Matce Bożej w Tatrach mówi się, że patronuje szczęśliwym powrotom. W kaplicy na Wiktorówkach ta prawda nabiera duchowego wymiaru. Nawet największy grzesznik może przecież kiedyś… powrócić.

Z Rusinowej Polany możemy podziwiać jedną z najpiękniejszych tatrzańskich panoram. Z Rusinowej Polany możemy podziwiać jedną z najpiękniejszych tatrzańskich panoram.
Henryk Przondziono /foto gość

Do tego sanktuarium nie trzeba się za bardzo wspinać, chociaż położone jest w sercu gór. Nie chodzi o to, że stoi ot tak, przy drodze, po której panie w szpilkach i panowie w lakierkach spacerują, ale jak na góry warunki są wyjątkowo łaskawe. W pewnym sensie schodzi się do niego. Z Rusinowej Polany.

Środek lata, upał niemiłosierny, na Wiktorówkach tłumy. Trwa Eucharystia, odprawiana, jak to zazwyczaj u dominikanów, w samo południe. Przed otwartymi drzwiami sznur, a na nim kartka z prośbą, by na prywatną modlitwę przyjść po Mszy Świętej. Trudno się dziwić. Miejsca w kaplicy jest naprawdę niewiele.

Nieślubne dziecko wizjonerki

To nie jest historia jak ze świętego obrazka – sielski oleodruk, mała pastereczka, śnieżnobiałe baranki. Tu to nie pasuje. Owszem, Marysia Murzańska pasła owce, gdzieś się jej zapodziały i ruszyła na ich poszukiwanie. To wówczas zobaczyła Matkę Bożą. Ale zarówno jej los, jak i okoliczności, w których to wydarzenie miało miejsce, były raczej dramatyczne. Opisał je dominikanin o. Józef Puciłowski: „Wszystko, co otaczało kilkunastoletnią dziewczynkę na Rusinowej Polanie: ludzie z ich zapewne wielką topornością, aura groźnych burz, deszczowych nocy, strachem napawający szept lasu, było czymś mało odpowiednim dla dziecka”. Był rok 1860, wizjonerka miała 14 lat. „Matko Boża, gdzie moje owieczki?” – wołała. To wówczas na jednym z drzew pojawiła się „piękna Pani”, która obiecała jej, że owce odnajdzie. I dała trzy polecenia. Między innymi to, że ma napominać grzeszników i wzywać ich do pokuty za stare grzechy. Jedenaście lat później powierniczka Maryjnego przesłania, wówczas już pracownica karczmy, urodzi martwe nieślubne dziecko. Rok później wyjdzie za mąż, a trzy lata później… umrze. Półtora tygodnia po urodzeniu chłopca, który będzie żył tylko kilka dni. Ojciec Puciłowski skomentował jej życie tak: „Przez ten los, który zdawało się na ludzki rozum pokrzywdził ją – ciężkie dzieciństwo, niełatwa praca w karczmie, nieślubne dziecko, śmierć w młodym wieku – Maria Murzańska nie pasuje do pobożnych schematów, ale jest bliska człowiekowi codzienności: jakże często mającemu pogmatwane życie, a przecież chcącemu być wiernym Bogu”.

Dostępne jest 22% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.