Ślepi przewodnicy

Franciszek Kucharczak

|

GN 33/2020

publikacja 13.08.2020 00:00

Zbuntowani kapłani lub inni nieposłuszni przywódcy religijni pociągają za sobą ludzi, którzy widzą w nich proroków. Czy karmienie się ich naukami i korzystanie z ich posług przynosi błogosławieństwo?

Ośrodek w Grzechyni, założony przez ks. Piotra Natanka. Ośrodek w Grzechyni, założony przez ks. Piotra Natanka.
Grzegorz Momot /pap

To było ponad dwie dekady temu. Jeździli ze Śląska całą rodziną „z pielgrzymkami” do Oławy, na miejsce rzekomych objawień. Nie obchodziły ich wielokrotne upomnienia, przestrogi i zakazy, które wydawały władze kościelne archidiecezji wrocławskiej. Nie robili sobie nic nawet z tego, że po założeniu przez „wizjonera” nieuznanego przez Kościół Stowarzyszenia Ducha Świętego kuria zastosowała wobec opornych karę interdyktu. Podstawą był kanon 1374 prawa kanonicznego. Brzmi on: „Kto zapisuje się do stowarzyszenia działającego w jakikolwiek sposób przeciw Kościołowi, powinien być ukarany sprawiedliwą karą; kto zaś popiera tego rodzaju stowarzyszenia lub nimi kieruje, powinien być ukarany interdyktem”.

Interdykt to – obok suspensy i ekskomuniki – jedna z kościelnych tzw. kar poprawczych. Osobom ukaranym w ten sposób nie wolno sprawować sakramentów świętych ani w nich uczestniczyć.

„A zatem kapłani sprawujący sakramenty święte w ramach Stowarzyszenia Ducha Świętego w Oławie, a także w miejscu rzekomych objawień w Oławie, czynią to świętokradzko i niegodziwie, podpadając jednocześnie pod stosowne kary. Wierni świeccy natomiast, uczestnicząc i przyjmując te sakramenty w podanych okolicznościach, czynią to również niegodziwie i świętokradzko oraz ściągają na siebie karę interdyktu, czyli nie mogą w swoich parafiach otrzymać rozgrzeszenia, godziwie przystępować do Komunii św., być rodzicem chrzestnym lub świadkiem bierzmowania, otrzymać pogrzebu katolickiego” – informowała kuria wrocławska w 1999 roku. W komunikacie zaznaczono, że „każdy wierny, który ściągnął na siebie taką karę, może zostać od niej uwolniony tylko przez biskupa diecezjalnego lub przez wyznaczonego przez niego kapłana”.

Dla wielu zwolenników „objawień” nie miało to znaczenia. Również dla wspomnianej rodziny ze Śląska. Ci ludzie powoływali się na niewytłumaczalne zjawiska, jakich byli świadkami, więc wytłumaczyli sobie, że były one pochodzenia Bożego. Nie dali sobie nic powiedzieć. Ale do siebie nawzajem też jakby coraz mniej mówili. A jeśli nawet się odzywali, to z agresją. Podział w rodzinie narastał proporcjonalnie do ekscytacji cudownościami.

Zły owoc był aż nadto widoczny, ale nie dla nich. Oni wiedzieli swoje. I choć fałszywe dzieło w Oławie dawno się już rozpadło, trwają zwaśnieni, w zgorzknieniu, gniewie i neurotycznej pobożności.

Wie swoje

Dostępne jest 29% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.