Klimatyczny Don Kichot

Jacek Krzemiński

|

GN 32/2020

publikacja 06.08.2020 00:00

Komisja Europejska i kraje zachodniej Europy dążą do tego, by jesienią tego roku podnieść cele klimatyczne UE do 2030 r. Zrealizowanie tego planu bardzo utrudni dużej części Europy podźwignięcie się z kryzysu. Najboleśniej uderzy w Polskę.

Farmy wiatrowe to jedno z najpopularniejszych odnawialnych źródeł energii elektrycznej. Farmy wiatrowe to jedno z najpopularniejszych odnawialnych źródeł energii elektrycznej.
Roman Koszowski /Foto Gość

W grudniu zeszłego roku świeżo upieczona szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen ogłosiła nowy sztandarowy unijny program pod nazwą „Europejski Zielony Ład”. Zakłada on, że do 2050 r. UE, jako pierwszy blok państw na świecie, ma stać się „neutralny klimatycznie”, to znaczy, że nie będzie przyczyniał się do ocieplenia klimatu. Polski rząd wyliczył, że osiągnięcie tego celu kosztowałoby tylko nasz kraj kilkaset miliardów euro (same inwestycje z tym związane pochłonęłyby u nas 240 mld euro). Dlatego od początku nie popierał tej propozycji, uznając, że byłaby ona zbyt kosztowna dla Polski. Jednak Komisja Europejska i kraje zachodniej Europy nie chciały z niej rezygnować. Nie zmieniło się to nawet po wybuchu kryzysu gospodarczego spowodowanego pandemią koronawirusa. W marcu br. Komisja Europejska ogłosiła projekt nowego unijnego prawa klimatycznego. Pojawił się w nim nie tylko zapis o obligatoryjnym osiągnięciu przez UE „neutralności klimatycznej” do 2050 r., ale także o zaostrzeniu unijnej polityki klimatycznej do 2030 r. To zaostrzenie miałoby polegać na zwiększeniu redukcji emisji dwutlenku węgla w UE z 40 do 50–55 proc. (w porównaniu z poziomem z 1990 r.). Do września tego roku KE ma opracować plan wprowadzenia tej propozycji w życie i ocenę jej skutków.

Na początku lipca półroczną prezydencję w UE objęły Niemcy. Niemiecka minister środowiska Svenja Schulze zapowiedziała wtedy, że dla jej kraju jedną z najważniejszych spraw podczas tej prezydencji będzie przyjęcie zaostrzonej unijnej polityki klimatycznej. Nasz zachodni sąsiad chce, by związane z tym prace rozpoczęły się tuż po wakacjach i toczyły się jak najszybciej. Tak żeby kraje UE jeszcze w tym roku podjęły decyzję o przyjęciu propozycji obowiązkowego zwiększenia redukcji emisji CO2 w UE do 2030 r. Jest bardzo prawdopodobne, że większość unijnych krajów poprze ten pomysł.

Dlaczego to niebezpieczne?

Na świecie tylko Unia Europejska każe płacić swym elektrowniom i przemysłowi za emisję dwutlenku węgla, dlatego unijna polityka klimatyczna szkodzi gospodarkom krajów UE. Zaostrzenie tej polityki zaszkodzi im jeszcze bardziej. A to w obliczu spowodowanego pandemią kryzysu gospodarczego wydaje się bardzo nierozsądne. Trzonem polityki klimatycznej UE jest tzw. system EU ETS, którym objęto ponad 10 tys. elektrowni i zakładów produkcyjnych w Unii – największych emitentów dwutlenku węgla. Objęte tym systemem firmy muszą płacić za coraz większą część swej emisji CO2 , a docelowo będą musiały płacić za każdą wyemitowaną tonę. Jednocześnie władze UE starają się, by cena uprawnień do emisji dwutlenku węgla w ramach tego systemu była jak najwyższa – w latach 2018–2019 wzrosła z 4–5 euro za tonę do ponad 20 euro. I to był jeden z głównych powodów, dla których w zeszłym roku w Polsce gwałtownie zaczęły rosnąć ceny prądu i znacząco zwiększył się jego import. W naszym kraju elektrownie węglowe – emitujące najwięcej CO2 spośród wszystkich rodzajów elektrowni (np. dwa razy więcej niż gazowe i wielokrotnie więcej niż atomowe) – mają największy udział w produkcji prądu, ok. 80 proc.

Dostępne jest 35% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.