Bóg nie jest "zero waste"

Po co Jezus zostawił tyle koszów resztek chleba? Po co tyle litrów najlepszego wina? Utuczone cielę? Czemu od razu ta najgorsza śmierć - na krzyżu?

Bóg nie jest "zero waste"

Jedli wszyscy do syta, a z tego, co pozostało, zebrano dwanaście pełnych koszy ułomków...

Zawsze zastanawiało mnie w opowieści o cudownym rozmnożeniu chleba przez Jezusa, po co zostawiał tyle koszów resztek? Nie wystarczyło nakarmić ludzi do syta? Na styk? Tyle tylko, żeby im w brzuchach nie burczało, aby spokojnie mogli dalej siedzieć i słuchać Nauczyciela.

Taki jest nasz Bóg. On ma królewski gest. Zawsze daje nam więcej, niż prosimy czy oczekujemy. Psalmista zaznacza, że "we właściwym czasie". Mówi też, że "Oczy wszystkich zwracają się ku Tobie". Bo o to w gruncie rzeczy chodzi. Nie o nasycenie mojego żołądka i zaspokojenie wszystkich doczesnych potrzeb. Chodzi o coś większego: o doświadczenie, że Bóg w żadnej, nawet najbardziej ekstremalnej sytuacji, nie traci kontroli nad tym, co się dzieje w moim życiu. Że ani "utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz", ani nawet sama śmierć, nie odłączy mnie od Jego miłości.

Bóg tęskni za relacją ze mną. Każdego dnia czeka, by na nowo zawrzeć wieczyste przymierze, którego On nigdy zerwał. Ja - owszem, wielokrotnie. Bóg dobrze widzi, jak moje spragnione miłości serce cierpi; jak nieustannie szukam akceptacji i potwierdzenie własnej wartości nie w tym, co trzeba. "Czemu wydajecie pieniądze na to, co nie jest chlebem? I waszą pracę - na to, co nie nasyci?". Trudno uwierzyć, że to pytanie - stale aktualne, jakby skierowane specjalnie do mnie - zostało zapisane w Starym Testamencie.

"Słuchajcie Mnie, a jeść będziecie przysmaki i dusza wasza zakosztuje tłustych potraw". Najpierw Mnie słuchaj - mówi Bóg. - Zajmij się Moimi sprawami, a zajmę się resztą. Zapewniam Cię, że niczego Ci nie zabraknie.

Bogu nie wystarcza jedynie nakarmienie tłumów. On daje tyle, by nie było wątpliwości, że to Jego interwencja.

Nie zadowala się przemianą wody w wino. Żeby zaoszczędzić wstydu panu młodemu. Napełnia sześć wielkich stągwi, z których każda mogła pomieścić nawet 100 litrów. Daje gościom weselnym aż 600 litrów najlepszego wina, jakie do tej pory pili!

Nie zbawia przez półśrodki. Z pomocą tabletek przeciwbólowych. Jego miłość sięga po krzyż. Bóg przytulił najbardziej haniebne i znienawidzone ówcześnie narzędzie kaźni, jakie zostało Mu przypisane. Co więcej, zrobiłby to jeszcze raz - tyle razy, ile trzeba by było, żebym wreszcie uwierzyła Jego miłości.

Boga nie zadowala minimum. Nie daje na styk. Nie wystarczy Mu, że w Nim mamy wszystko, że mamy całe życie. On chce, żebyśmy to życie mieli w nadmiarze. W obfitości.