Gdy nie wystarczają łatwe odpowiedzi

Jarosław Dudała Jarosław Dudała

publikacja 31.07.2020 07:30

Rekolekcje ignacjańskie odpowiadają na potrzebę odnalezienia własnego rysu wiary - mówi o. Artur Wenner, dyrektor Centrum Duchowości Księży Jezuitów w Częstochowie.

Gdy nie wystarczają łatwe odpowiedzi pixabay

Jarosław Dudała: Mówi się nie bez racji, że w laicyzującym się świecie ludzi coraz mniej interesują sprawy religijne. Tymczasem chętni do udziału w rekolekcjach ignacjańskich ustawiają się w kolejkach. Skąd bierze się popularność tej formy?

O. Artur Wenner: Rekolektanci trafiający do naszego domu są dwojakiego rodzaju. Jest grupa osób, które należą do różnych wspólnot religijnych, charyzmatycznych czy innych. One szukają czegoś więcej, pewnej głębi. W rekolekcjach odnajdują to, czego brak w ich formacji.

Jest też grupa osób tradycyjnych religijnie: chodzących raz w tygodniu do kościoła, spowiadających się raz na kilka miesięcy oraz takich, które są na bakier z wiarą, z Kościołem, które obraziły się czy zagubiły. One szukają jakiegoś kierunkowskazu. Często mają problemy egzystencjalne, np. dotyczące komunikacji w małżeństwie i rodzinie czy też głębokie problemy dotyczące sensu własnego życia – i nie znajdują łatwej odpowiedzi. Najczęściej ktoś znajomy informuje ich, że był na takich rekolekcjach i że ta forma pomaga w znalezieniu odpowiedzi na ich pytania.

Jest więc w tej propozycji coś, co odpowiada na głębokie potrzeby duchowe, a także bardzo ludzkie potrzeby poszukiwania harmonii wewnętrznej, poszukiwania rozwiązań dylematów życiowych. I wielu podczas tych rekolekcji znajduje te rozwiązania.

Szczególnie atrakcyjnym elementem rekolekcji ignacjańskich wydaje mi się indywidualna opieka duchowa, rozmowy sam na sam z kierownikiem duchowym.

Ludzie mają współcześnie potrzebę zyskania własnego rysu na drodze wiary. Propozycje, które znajdują w parafiach czy różnych grupach, mają często charakter sztampowy, tzn. określający wspólny kierunek. Jedni lepiej się w tym odnajdują, inni gorzej. Pozostaje jednak pytanie, jak ja – z moją wrażliwością, emocjonalnością – mam się odnaleźć na drodze wiary. To jest pytanie o kierownika duchowego – kogoś, komu mógłbym przedstawić swoje wewnętrzne odczucia, przeżycia i otrzymać jakiś rodzaj pomocy w tej bardzo indywidualnie rozumianej drodze do Pana Boga. W świecie, w którym żyjemy, jest wiele nurtów i propozycji. Wiele osób się w tym gubi. Rekolekcje ignacjańskie odpowiadają na potrzebę poradzenia sobie z tą wielością i odnalezienie własnego rysu. To jest ich bardzo mocna specyfika.

Rozmawiamy w dniu liturgicznego wspomnienia św. Ignacego Loyoli. Na ile rekolekcje sygnowane jego imieniem są naprawdę jego autorskim dziełem, a na ile jest to dzieło jego następców?

To złożona kwestia. Te rekolekcje odbywają się w bardzo różnych formach. Mogą to być ćwiczenia w domach rekolekcyjnych. Mogą to być tzw. rekolekcje w życiu codziennym, czyli proponowane ludziom, którzy normalnie żyją, pracują i raz w tygodniu rozmawiają z kierownikiem duchowym. Mogą to być rekolekcje dla różnych grup – od dzieci po osoby starsze. Wszystko to jest bardzo głęboko związane z osobistym doświadczeniem Ignacego i tym, czym są jego ćwiczenia. A one nie są metodą opracowaną na uniwersytecie. To jest przede wszystkim osobiste doświadczenie Ignacego – doświadczenie tego, jak Pan Bóg go prowadził. On potem zauważył, że to doświadczenie ma wymiar uniwersalny, że także inni mogą się w nim odnaleźć. Latami szlifował tę metodę. To niezwykłe, że przez prawie 20 lat – aż do zatwierdzenia ćwiczeń – poprawiał je i doskonalił. Kolejni jezuici, którzy podjęli jego dzieło, mieli wielki szacunek dla Ignacego i jego dzieła. Starali się być mu wierni, analizowali  każde jego słowo. Ale sam Ignacy dopuszcza wiele form dawania ćwiczeń, stąd naturalną rzeczą było, że pojawiły się różne interpretacje. W pierwszym stuleciu istnienia jezuitów pojawiły się tzw. "Dyrektoria" do ćwiczeń. To były spisane uwagi dla prowadzących: jak dostosować rekolekcje do różnych typów osób, co proponować i kiedy, na co zwracać uwagę.  To było rozważane i komentowane aż do pojawienia się oficjalnego dyrektorium pod koniec wieku XVI. Ale i ono nie zakończyło procesu, bo także dziś rozmawiamy o tym, jak te ćwiczenia dawać. Cały czas odwołujemy się jednak do źródeł. Chodzi zarówno o wierność metodzie, jak i jej adaptację.