– Tu niedaleko się wychowałem. Górka NMP przynosiła mi zawsze szczęście – mówił Rafał Trzaskowski, gdy dotarł pod scenę przy jednej z najstarszych świątyń Warszawy. Prezydentowi stolicy tym razem wygranej nie przyniosła.
Minorowe nastroje dominowały na wieczorze wyborczym Rafała Trzaskowskiego.
Tomasz Gołąb /foto gość
Do ostatniej chwili prowadzący wieczór wyborczy poseł Jakub Rutnicki namawiał, by wyjąć telefon i dzwonić do znajomych. Na dwóch telebimach widać było kolejki tych, którzy chcieli oddać swój głos w nadmorskich kurortach. – Jeszcze można mieć wpływ na to, kto obudzi się rano prezydentem – wołał.
Nadzieja na zmianę
Na wieczór wyborczy Rafała Trzaskowskiego mógł przyjść każdy. Ale o spotkaniu w Parku Fontann na Podzamczu wiedzieli chyba nieliczni. Jakby kandydat opozycji podejrzewał, że nie będzie czego świętować. O 20.00 pod sceną kręciło się zaledwie około stu osób. Widać było m.in. prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego i aktora Daniela Olbrychskiego.
Tuż przed zamknięciem lokali wyborczych w kilkusetosobowym tłumie stanęli Anita i Filip Malińscy ze Szczecina. Właśnie sprowadzili się do Warszawy. Na Podzamcze przyszli z roześmianą roczną Marcelinką. – Mamy nadzieję na pozytywną zmianę. Chcielibyśmy, żeby nasze drugie dziecko urodziło się w lepszej Polsce, mniej podzielonej – pokazują na brzuszek Anity. – Teraz będzie chłopczyk. Może Rafał? – mrugają porozumiewawczo.
Poseł Jakub Rutnicki ze sceny apelował o zachowanie dystansu i noszenie maseczek. Tuż obok na ziemi leżało kilka polskich flag. Nad głowami widać było głównie flagi Unii Europejskiej. Kilka osób przyniosło tęczowe emblematy.
Nieprzekonujące przemówienie
Dostępne jest 37% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.