Nawrócenie to nie mechanizm

Marek Jurek

|

GN 28/2020

Kościół kształtuje cywilizację nawet wtedy, gdy jest chwilowo nierozumiany.

Nawrócenie to nie mechanizm

Gdy abp Józef Michalik zwrócił uwagę, że u podstaw kryzysu nadużyć seksualnych leży panseksualizm współczesnej kultury, spotkał się jedynie z agresją. Tymczasem każdy może postawić sobie proste pytanie: czy kultura współczesna czci, ceni, wspiera celibat kapłański i etykę seksualną w ogóle? Dobrym probierzem jest „Gazeta Wyborcza”, największy dziennik w Polsce. I nie chodzi tylko o ekscesy, jak słynny publiczny adres „studentek” do Donalda Tuska: „Gumka pękła, i co teraz, Panie Premierze? Nie jesteśmy małymi puszczalskimi, po prostu uprawiamy seks (…) seks jest niezbędny do funkcjonowania” itd. W „Wyborczej” nie wszystko jest tak wulgarne jak tamten manifest, jak afisze noszone przez Seweryna Blumsztajna na aborcyjnych manifach czy deklaracja „Aborcja jest OK”. Dominika Wielowieyska na przykład w bardziej subtelny sposób „wyjaśniła” ostatnio, że u źródeł przypadków seksualnych upadków księży nie leżą niedostatki duchowości czy etyki, ale… celibat, który jest wyrazem tej duchowości i etyki.

Na marginesie swych rozważań napisała również, że „zestawienie homoseksualizmu z pedofilią jest niedopuszczalne”. Skoro niedopuszczalne, to nie można badać korelacji tych zjawisk. Owszem, należy suponować związki celibatu z pedofilią, rodziny z przemocą, tylko homoseksualizm musi w spokoju pozostać poza wszelkim podejrzeniem. Co jednak z art. 11 konwencji stambulskiej, który nakazuje wspierać „badania dotyczące wszelkich form przemocy”? Czyżby „Gazeta Wyborcza” była przeciw? Może uważa, że na konwencję mogą się powoływać ci, którzy ją popierają (w latach siedemdziesiątych słyszeliśmy coś podobnego setki razy). A może po prostu, zgodnie z marksistowską instrumentalną koncepcją prawa, uważa, że prawa należy używać zgodnie z celem, dla którego zostało napisane, i przeciw tym, przeciw którym zostało napisane?

. . .

Sam dramat nadużyć seksualnych wymaga poważnego podejścia. Chodzi nie tyle o nastawienie „mechanizmów ochronnych”, ale o sięgnięcie o wiele głębiej. Mechanizmy, owszem – jak uczył Pius XII – mogą pomóc osiągać cel, ale go za nas nie wskażą. Ani celu głównego, ani celów etapowych. W wypadku przestępstw seksualnych chodzi zaś o coś, co nigdy zdarzyć się w Kościele nie powinno, o coś, co uderza w najbardziej chronionych przez Kościół, w „tych małych, którzy wierzą” (Mt 18,6), i co znieważa samo kapłaństwo. Dlaczego do tego dochodziło w czasach przedstawianych jako wiosna Kościoła? Dlaczego potrzebę reakcji hamowała tak często tyleż straszna, co beztroska inercja? Bez odpowiedzi na te pytania i bez głębokiej reakcji intelektualnej oraz moralnej nie tylko nie odpowiemy na to wyzwanie, ale co więcej – ryzykujemy, że oglądać będziemy bezradnie coraz to nowe odsłony i przejawy kryzysu.

. . .

Przeszło trzydzieści lat temu kard. Joseph Ratzinger, wówczas prefekt Kongregacji Nauki Wiary, przypominał, jak „w latach trzydziestych, czterdziestych niektórzy moraliści katoliccy, biorąc za punkt wyjścia personalizm, zainicjowali krytykę jednostronnego nastawienia katolickiej moralności w stosunku do prokreacji”. I jak później, w latach siedemdziesiątych „zaczęto pojmować personalizm jako przeciwieństwo naturalizmu, to znaczy tak, jak gdyby osoba ludzka i jej potrzeby stały w sprzeczności ze swoją naturą. W ten sposób przejaskrawiony personalizm doprowadził teologów do odrzucenia porządku wewnętrznego pojęć natury (która sama w sobie jest moralnie dobra), pozostawiając wolnej woli jednostki sposoby realizowania seksualności”. Istotnie, to nie były dobre motywy dla umacniania czystości, bo moralna czystość seksualna jest czymś najzupełniej innym niż niedawno odkryta jeszcze jedna „orientacja” – aseksualizm. Tu najmniej chodzi o „potrzeby” czy ich brak.

. . .

Kościół kształtuje cywilizację przez nauczanie, kiedy jego nauka jest przyjmowana, i przez kontrowersje, w których jego nauka jest odrzucana, a jednak pozostaje obecna jako niewidzialne ziarno posiane w sumieniach. Święty kardynał Newman pisał, że „Tertulian, będąc montanistą, ujawniał istnienie doktryny w społeczeństwie katolickim przez to, że protestował przeciwko niej”.

. . .

Czas wyborów jest czasem kontrowersji, które warto rejestrować. Gdy słyszymy, jak osoba z najbliższego otoczenia jednego z nielewicowych kandydatów wyznaje, że „kompletnie nie rozumie dyskusji o związkach partnerskich, bo państwo powinno swoim obywatelom życie ułatwiać”, to trzeba ten reprezentatywny znak czasu zarejestrować i wrócić do jasnego i cierpliwego głoszenia najbardziej podstawowych pojęć i zasad. Św. Jan Paweł II uczył nas, jak kultura, w której żyjemy, może ułatwiać albo utrudniać ewangelizację, może mnożyć albo niszczyć jej owoce.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.