Tiqqun i Boża porodówka

ks. Robert Skrzypczak

|

GN 28/2020

W sercu każdego z nas jest pewien niemy krzyk przywołujący Boga. Wiara jest takim krzykiem, protestem przeciw żałosnemu stanowi naszego życia i świata, w którym żyjemy.

Tiqqun i Boża porodówka

Niewiara każe nam tłumić w sobie ten krzyk albo sprawia, że wydzieramy się na wszystkich. Ból i poczucie porażki, rozsypania się czegoś, przeciągających się kłopotów, uporczywych przeciwności nie zawsze oznaczają degradację i zniszczenie. Może to być przejaw „bólów rodzenia”. Rozejrzyjcie się wokół – zachęcał Jan Paweł II przed 30 laty młodzież przed kościołem św. Anny w Warszawie – wasze kłopoty i zmagania, smutek i trud mogą być przejawami bólów porodowych. Trzeba, by w tym miejscu rodzili się synowie Boży. Czemu „wolność i chwała dzieci Bożych” są wciąż tak trudne; czemu „przybranie za synów” i „odkupienie ciała” tak wiele kosztują? Czemu łączą się z wielokrotnymi upadkami, przeciwnościami, zniechęceniem, szyderstwem, brakiem wsparcia? W efekcie tego całe stworzenie „jęczy i wzdycha w bólach rodzenia”. Wiara chrześcijańska i życie szlachetne przypomina często walkę, bolesne konwulsje, parcie. Czasem Kościół przypomina szpital polowy, a czasem porodówkę. Bo tak Matka – Kościół święty – rodzi Bogu swe prawdziwe potomstwo. Rodzi w warunkach zepsutego świata.

Zepsucie świata wzięło się z grzechu, nieposłuszeństwa, jakie wylało się z ludzkiego serca już w raju, a z czasem przyjęło postać zalewającego wszystkich potopu. Zło wydaje się wszechogarniające, karze niesfornych fizycznymi szykanami i psychicznymi torturami. Czy ten świat da się naprawić? Żydzi lubią posługiwać się pojęciem tiqqun, oznaczającym przywrócenie porządku, naprawę świata. Ci, którzy ulegli zgorszeniu cierpieniem i Bogiem, który za to rzekomo odpowiada, twierdzą, że nie ma już teologii, są tylko polityka i pieniądze. Czy zatem nie ma już tiqqun? Nie istnieje nadzieja naprawy świata? Tiqqun wymagał nieustannej teshuvy, czyli powrotu do światła Prawdy i nadziei na wejście do Ziemi Obiecanej, co w kontekście życia pojedynczej osoby równa się skrusze, pokucie i odwróceniu się od zła. Naprawa tego świata spełni się zatem jedynie przez nawrócenie. „Najpierw napraw siebie, później naprawiaj innych” – powiada Talmud (Bawa Mecija 107b). Doskonale ukazał to Chrystus, który przepędził przekupniów ze świątyni, pisał palcem po ziemi grzechy wyniosłych pyszałków, wstrząsnął Kajfaszem i Herodem, wszystkim zaś głosił: „Bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1,15). Tiqqun spełni się wraz z nadejściem Chrystusa, drogą do jego urzeczywistnienia się jest codzienne uznawanie własnego grzechu i odwaga rozpoczynania dobrych czynów od nowa. Innymi słowy – tiqqun jest potrzebą „nowych narodzin”. Odpowiada to mniej więcej temu, co Matka Teresa z Kalkuty powiedziała pewnemu dziennikarzowi, gdy ją zapytał: „Matko, co należy zrobić, aby naprawić ten zły świat?”. „Ty się zmień trochę i ja się zmienię trochę, i już ten świat będzie lepszy”. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.