Czytanie z księgi wicepremiera

Jacek Dziedzina

Jak się mówi: ambona czy trybuna? Obie formy są poprawne. Tak w skrócie wygląda mieszanie pojęć i porządków w kraju i Kościele nad Wisłą.

Czytanie z księgi wicepremiera

„Ambony nie powinno się wykorzystywać do wystąpień (przemówień), które nie są związane z proklamacją Słowa Bożego". To wskazanie, jakie w 2005 roku polscy biskupi zamieścili w Odnowionym Wprowadzeniu do Mszału Rzymskiego. I tym jednym zdaniem można by zamknąć komentarz do kolejnej „debaty” nad niestosownością udostępniania ambony politykom. Dlaczego normy, które teoretycznie obowiązują, ciągle okazują się niewystarczające? Na to pytanie powinni odpowiedzieć sobie wszyscy, którzy do łamania tej, wydawałoby się oczywistej, zasady ciągle dopuszczają: zarówno sami politycy, jak i pozwalający im na to księża i biskupi.

Tak, na Jasnej Górze, za przemawiającą z ambony wicepremier Emilewicz, nie siedział pan kościelny, tylko jeden z biskupów. W sanktuarium w Rokitnie podczas uroczystości odpustowych, gdzie list od prezydenta Dudy odczytał wojewoda lubuski i gdzie modlono się o reelekcję – zgodę na to nie wyraziły krasnoludki czy harcerze, tylko miejscowi duchowni.

I nie przekonują mnie „argumenty” w rodzaju: a prezydent Komorowski też przemawiał na Jasnej Górze. Tak, przemawiał. I ktoś do tego również dopuścił, łamiąc znane zasady.

Chciałbym być dobrze zrozumiany: nie chodzi bynajmniej o to, by wierzący polityk tylko z racji tego, że pełni funkcję publiczną, nagle zaczął udawać, że jest niewierzący i przestał uczestniczyć w pielgrzymkach i wszelkich nabożeństwach. Nie chodzi o sprowadzenie sprawy do absurdu i postulowanie modelu francuskiego, gdzie polityk widziany w kościele narusza „świętość” laickiej republiki. Chodzi o naprawdę prostą rzecz: jeśli już faktycznie jest „niemożliwe”, by w czasie liturgii ów polityk nie był głośno i wielokrotnie witany przez celebransa (choć marzy mi się taka wolność ołtarza od tronu), jeśli już jest „niemożliwym”, by prezydent, premier czy wojewoda usiedli sobie w dalszych rzędach, a niekoniecznie w pierwszych (choć marzy mi się, by i oni czuli się wolni choć przez chwilę od swojej „godności urzędu”), jeśli całe to dmuchanie balonów (działające w obie strony) jest już komuś tak bardzo do zbawienia (sic!) potrzebne, to niech przynajmniej ta jedna rzecz stanie się żelazną zasadą i niech ambona naprawdę służy do głoszenia wyłącznie słowa Bożego.

W tym kontekście trochę dziwnie, jak dla mnie, brzmi zapowiedź rzecznika Jasnej Góry, że od końca maja „trwają prace nad stworzeniem dokumentu regulującego publiczne wystąpienia osób świeckich podczas wydarzeń religijnych”. Czy takie rzeczy naprawdę wymagają jakiegoś nadzwyczajnego dokumentu? Przecież to jest kwestia jednego zebrania zarządu klasztoru i jasnej decyzji, a następnie konsekwentnego przestrzegania zasad.

A po drugie, nie bardzo rozumiem, dlaczego problem sprowadzono do „wystąpień świeckich”, tak jakby to świeccy sami w sobie byli tu problemem. Problemem są nie świeccy, ale konkretnie politycy i wykorzystanie ambony do głoszenia czegokolwiek poza słowem Bożym. A słowo doskonale głoszą nieraz sami świeccy i nie widzę przeszkody, by im ambonę udostępniać. Problemem nieraz okazują się duchowni, czego świadkami byliśmy nie tak dawno… również na Jasnej Górze, gdzie kaznodzieja dał się porwać fantazji, porównując urzędujących polityków do Ewangelistów…

Kościół musi być przestrzenią, choćby i ostatnią, gdzie mogą wspólnie spotkać się i nie patrzeć na siebie krzywym okiem zwolennicy różnych opcji politycznych. To nie kwestia estetyki, tylko prawdy o samej liturgii i tego, czego uczestnikami jesteśmy. Chciałbym doczekać czasów, gdy uroczystości religijne nie będą przerabiane na półpaństwową imprezę, w której do końca nie wiadomo, w jakiego rodzaju celebracji - świeckiej czy religijnej – uczestniczymy.