Doszliśmy do ściany

GN 25/2020

publikacja 18.06.2020 00:00

Było jak w kreskówkach. Wyrosła przed nami ściana, a my w pełnym biegu huknęliśmy w nią. Jasne, guzy bolą, ale to „nawrócenie typu Disney” pokazało, że musimy zdać się całkowicie na Boga – opowiada o. Piotr Jordan Śliwiński, kapucyn.

Doszliśmy do ściany roman koszowski /foto gość

Marcin Jakimowicz: Ogromną furorę w sieci (niedługo zacytuje ją pewnie nawet Pudelek) robi profetyczna intuicja kard. ­Ratzingera o Kościele przyszłości – małym, uduchowionym, pokornym zaczynie. Tyle że gdy Bóg zaczyna tak formować swój Kościół, wiele osób zaczyna dramatyzować: „Kryzys!”.

o. Piotr Jordan Śliwiński: Widzę, że w czasie pandemii górę wzięło myślenie socjologiczne, medyczne, charytatywne. To z jednej strony dobrze. To dobrze, gdy proboszcz mówi: „Zatroszcz się o sąsiada, któremu nie ma kto zrobić zakupów”. W tej całej naszej koronawirusowej narracji brakowało mi refleksji, jak w tej trudnej sytuacji mam spotkać Jezusa. A to jest fundamentalne pytanie! Nie oszukujmy się, początek był dramatyczny. To była solidna lekcja pokory. Nie pamiętam, bym celebrował wydarzenia Triduum Paschalnego przy czterech wiernych w kościele. Co roku adoracja krzyża trwa i trwa, a w tym roku cała liturgia Wielkiego Piątku to było półtorej godziny. A naprawdę się nie spieszyliśmy…

I to echo, które odpowiadało rezurekcyjnemu wezwaniu: „A ta świątynia niech zabrzmi potężnym głosem całego ludu”…

Ogołocenie. Czułem, że czegoś mi brakowało. Ale był On. Niezmienny!

A może Jezus zwrócił uwagę na to, że podstawowa relacja nie leży na linii prezbiterzy–wierni (szkoła, roboczogodziny katechezy, nabożeństwa), ale Jezus–prezbiter. Jeden do jeden?

To zawsze najważniejsza relacja! Ja nie narzekałem na brak czasu, bo pracuję też naukowo, czytam, piszę, więc nie poczułem tego ogołocenia tak boleśnie jak na przykład katecheci. To prawda: wiele rzeczywistości zostało odciętych, ograniczonych, ale zaczęliśmy też jako Kościół świetnie funkcjonować w innych przestrzeniach. Mamy tu w parafii, w Skomielnej Czarnej, radio, słychać nas w odległości 20 kilometrów, a proboszcz jeszcze przed pandemią zainstalował w kościele kamerki. Początkowo zżymałem się, że robi z parafii Hollywood, ale potem zrozumiałem, że był to prorocki gest. (śmiech) Znaleźliśmy skuteczne środki, by dotrzeć do ludzi z Dobrą Nowiną, i doświadczyliśmy tego, jak bardzo jej potrzebują. Ta pandemia najmocniej uderzyła w ludzi starszych. Oni byli najbardziej osamotnieni, wystraszeni…

Nie uciekali w kolejne sezony serialu Netflixa…

Dostępne jest 25% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.