Siedzimy, fajnie jest

Maciej Kalbarczyk

W czasie pandemii restauratorzy powinni zadbać o bezpieczeństwo swoich klientów. To niby oczywiste, ale jednak nie dla wszystkich.

Siedzimy, fajnie jest

– Właściciel restauracji musi pamiętać nie tylko o zatrudnieniu dobrego szefa kuchni, ale także o podarowaniu swoim klientom poczucia komfortu – mówił mi kilka miesięcy temu Artur Michna, konsultant gastronomiczny. Rozmawialiśmy w czasach, w których komfort kojarzył się jeszcze z dobrą atmosferą, profesjonalną obsługą i wygodnymi krzesłami. W dobie pandemii spełnienie powyższych warunków nie wystarczy już do tego, aby klient chciał ponownie odwiedzić lokal i polecić go swoim znajomym. Dzisiaj wielu z nas decydując się na spożycie posiłku poza domem liczy na to, że obsługa dołoży wszelkich starań, abyśmy poczuli się bezpiecznie. Oto nowy wymiar komfortu: jedzenie bez strachu o własne zdrowie. 

Według wytycznych przygotowanych przez Ministerstwo Rozwoju i Główny Inspektorat Sanitarny na okres zagrożenia zakażeniem covid-19, właściciele lokali gastronomicznych muszą zapewnić swoim klientom odpowiednie środki higieny i stworzyć warunki, umożliwiające zachowanie dystansu społecznego. Dozowniki z płynem do dezynfekcji powinny zostać ustawione przed wejściem do każdej restauracji, baru lub kawiarni. Ponadto prowadzących działalność gastronomiczną zobowiązano do kontrolowania liczby gości w lokalu (sami ustalają bezpieczny limit) oraz ustawienia stolików co najmniej 1,5 m od siebie i dezynfekowania ich po każdym kliencie. Z kolei kucharze i kelnerzy muszą nosić maseczki i rękawiczki.

Tak to wygląda w teorii, a jak jest w praktyce? W ostatni weekend przemierzając Podlasie, zajrzałem do restauracji m. in. w Białymstoku, Supraślu i Sokołdzie. Byłem pozytywnie zaskoczony odpowiedzialnym zachowaniem obsługi: wszędzie dbano o utrzymywanie dystansu, przecierano stoliki, na każdym kroku był dostępny płyn do dezynfekcji. Szczególne środki ostrożności wprowadzono w jednej z restauracji w Kruszynianach. Przed wejściem ustawiono bramkę, która pozwala na weryfikację liczby gości w tym miejscu. Gdy zwalnia się stolik, kolejni klienci po uprzednim zdezynfekowaniu rąk mogą przekroczyć próg lokalu. Kelnerzy w przyłbicach podają im jedzenie na jednorazowych talerzach, obok kładą jednorazowe sztućce. Gdy w środku pojawiają się rodzice z potomstwem, na ich oczach dokładnie dezynfekuje się krzesełko dla dziecka.

Po powrocie do domu pomyślałem, że skoro w regionie zaliczanym do tzw. Polski B (zupełnie niesłusznie!) jest tak dobrze, to w pozostałych częściach kraju jest na pewno jeszcze lepiej. Gdy po kilkudniowej przerwie zajrzałem do mediów społecznościowych, mój entuzjazm natychmiast zgasł. Zobaczyłem zdjęcie przedstawiające stłoczonych ludzi pijących piwo w cieszącym się dużą popularnością łódzkim kompleksie rozrywkowym. Fotografia została opatrzona podpisem: „Siedzimy. Fajnie jest :)”. Pod postem rozgorzała dyskusja na temat bezpieczeństwa sanitarnego. Na zarzut narażania bywalców tego miejsca na zakażenie koronawirusem, administrujący profilem kompleksu odpowiedział, że nie doszło do naruszenia prawa (wszak dozowniki z płynem są ogólnodostępne), a poza tym wizyta w tym miejscu jest dobrowolna. Dobrze wiedzieć!

Na wejście do restauracji w Kruszynianach czekałem ok. 20-30 minut. Ilu klientów więcej w ciągu dnia obsłużyliby właściciele lokalu, gdyby nie wprowadzili dodatkowych środków ostrożności? Ile więcej zarobiliby w długi weekend, w który turyści z całego kraju walili drzwiami i oknami do mekki polskich Tatarów? Na pewno mogliby liczyć na szybsze odrobienie strat po ponad dwumiesięcznym lockdownie, wybrali jednak bezpieczeństwo swoich gości. Zarządzający łódzką strefą woleli natomiast szybki zysk. Nie mam wątpliwości które z tych miejsc zasługuje na większe zaufanie klientów.