Historia (nie)alternatywna

Marek Jurek

|

GN 24/2020

Demokracje nie lubią rachunków sumienia.

Historia (nie)alternatywna

Serial „Spisek przeciw Ameryce” to – tocząca się w alternatywnej historii – opowieść o Ameryce, która pod rządami Charlesa Lindbergha, słynnego lotnika, nie przystępuje do drugiej wojny światowej i zawiera z Niemcami pakt o nieagresji. W rzeczywistości Lindbergh był liderem antywojennego ruchu America First, ale nie przyjął propozycji kandydowania w wyborach prezydenckich, choć miał zwolenników wśród republikanów.

W USA izolacjonizm ma długą tradycję, nawiązującą do geostrategii zdefiniowanej w doktrynie Monroe, która kierowała polityką amerykańskiej Republiki przez cały wiek XIX. Stany Zjednoczone nie zgadzały się na wpływy państw europejskich na półkuli zachodniej i nie angażowały się w sprawy Europy. W imię tych założeń Amerykanie wszczęli wojnę z Hiszpanią o niepodległość Kuby, a gdy niedługo potem zdecydowali się na interwencję we Francji podczas pierwszej wojny światowej, zaraz po zawarciu pokoju wycofali się ze spraw europejskich, odmawiając ratyfikacji traktatu wersalskiego. Przed drugą wojną światową amerykański izolacjonizm wzmacniała trauma pierwszej światowej wojny, antykomunizm wskazujący na masowe zbrodnie Stalina i na pożytki, jakie z kolejnej wojny może wynieść Związek Sowiecki, a także wpływy społeczne olbrzymiej społeczności Amerykanów niemieckiego pochodzenia, z której część (ale tylko część) sympatyzowała z Trzecią Rzeszą. „Spisek przeciw Ameryce” nie zajmuje się rozróżnianiem tych płaszczyzn, wiele rzeczy upraszcza, ale uświadamia jedno: historia jest dziedziną ludzkiej wolności, ludzie wyznaczają jej kierunek. Nie zmierza raz ustaloną drogą, wcale nie musiała potoczyć się tak, jak się potoczyła, a świat, w którym żyjemy, mógłby wyglądać zupełnie inaczej.

Wielu izolacjonistów o dążenie do wojny oskarżało amerykańskich Żydów, ich reakcję na rządy Hitlera w Niemczech (echem tych nastrojów jeszcze w czasie wojny była niechęć Roosevelta do mówienia o Zagładzie mimo informacji napływających z Polski). To właśnie stanowi kontekst serialu, który o historii zmienionej przez izolacjonistów opowiada oczyma przeciętnej żydowsko-amerykańskiej rodziny ze Wschodniego Wybrzeża. Czy spekulacja na temat historii niedokonanej nie przekracza jednak granic prawdopodobieństwa? Czy w Stanach Zjednoczonych mogło dojść do instytucjonalizacji antysemityzmu?

Film przekonuje, że demokracja polityczna jest niepewnym i kruchym ładem. Niepewnym, bo podburzanie należy do samej jej natury, a demokracja jest zdolna do nietolerancji wobec „wrogów ludu” lub do dehumanizacji całych społeczności. Święty Jan Paweł II, wskazując na negację praw nienarodzonych, pisał, że łatwo zamienia się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm. Z faktu, że wyróżni i będzie popierać arbitralnie zdefiniowane „mniejszości”, nie wynika, że będzie odnosić się z szacunkiem do ludzi, którzy naprawdę znaleźli się w mniejszości czy tym bardziej – przeciwstawiają się większości. Potrafi też legalnie wykorzystywać służby specjalne przeciw politycznym oponentom, a prawodawstwo do dyskryminacji. Zaporą jest jedynie masowy sprzeciw, ale masowa obojętność dosyć łatwo tę zaporę podmywa i znosi.

Dla nas, Polaków, sprawa ta nie jest teorią. I dokonała się w realnej, nie w alternatywnej historii. Franklin Delano Roosevelt („Spisek przeciw Ameryce” jest apologią jego polityki) wziął udział w jałtańskim spisku przeciw Polsce, zorganizowanym przez Stalina. Wszystko – jak w filmie – odbyło się „demokratycznie”. Rządowi Rzeczypospolitej cofnięto uznanie dyplomatyczne w zamian za „wybory” przeprowadzone przez komunistów w zajętej przez Armię Czerwoną Polsce. Amerykanie uczestniczyli w jałtańskiej legalizacji rządów komunistycznych w Polsce i zachęcali przywódców Polskiego Państwa Podziemnego do rozmów z Sowietami, co skończyło się Procesem Szesnastu, przeprowadzonym zgodnie z regułami stalinowskiej sztuki tortur, po których ofiary oskarżały siebie same i swój kraj. W następstwie Jałty seryjnie mordowani byli przywódcy antyhitlerowskiego oporu w Polsce. A gdy minęły lata, próbę przypomnienia zdrady jałtańskiej w Parlamencie Europejskim jeden z przywódców europejskiej demokracji, Philippe Lamberts, skwitował stwierdzeniem: nie będziemy zmieniać historii!

Prezydent George W. Bush w czasie wizyty w Warszawie wzniósł okrzyk: „Nigdy więcej Jałty!”, ale kolejni prezydenci już tego nie powtarzali, nawet gdy mówili rzeczy Polsce miłe. W tym byli wierni dewizie prezydenta Reagana: nie będziemy przepraszać za Amerykę! Jak pisał Herbert: „ci, których dotknęło nieszczęście, są zawsze samotni”. Jeszcze niejeden taki film należałoby nakręcić – i niekoniecznie o alternatywnej historii.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.