Co w głowie?

Agata Puścikowska

|

GN 24/2020

Płacz dzieci surogatek to jest wyrzut sumienia nas wszystkich.

Co w głowie?

Film o surogacji, czy raczej o jej skutkach, który jakiś czas temu obejrzało wielu z nas, jest wstrząsający. Można mieć jednak wrażenie, graniczące z pewnością, że po pierwsze: to jedynie wrażenie. I jak to wrażenie, impresja, jest chwilową emocją i znika. I po drugie – nic z tego nie wyniknie dla poprawy sytuacji.

Emocje zresztą, które film wywołał, wcale nie są jednoznaczne. Oczywiście, jednoznacznie i dość spójnym głosem żałujemy dzieci pozostawionych na pastwę losu przez surogatki. No bo przecież koronawirus i „odebrać ich” nowi rodzice nie mają jak. Więc rozdzierająco płaczą i potwornie cierpią w osamotnieniu. Ale już traktowanie ich sytuacji i w ogóle postrzeganie zjawiska surogacji bywa bardzo różne. I coraz więcej Polaków (nie mówiąc o innych nacjach) surogację... popiera. Argumenty pokrętne? „No bo to jedyna nadzieja na dziecko dla wielu par. Bo maluszek będzie miał potem cudowne życie. I w ogóle komu to przeszkadza?” I inne bzdety nie licujące z godnością człowieka. I dużego, i małego. W dodatku bez zadawania sobie wielu ważnych pytań: czy dziecko jest towarem? I... komu zostanie sprzedane...

Film pokazał dramat. Ale surogacja i bez takich scen jest dramatem. Zbrodnią na dziecku i kobiecie. I dlatego powinna być i w polskim prawie surowo zakazana. Obecnie takiego zapisu nie ma. A czy zjawisko naprawdę nie istnieje?

I tu dochodzimy do punktu drugiego. Właśnie kwestii prawnych. Pewnie można liczyć na zmiany w prawie innych państw. Ale raczej się przeliczymy. Mocno niestety należy wątpić, że film odmieni sytuację na Ukrainie czy w Indiach (tam jest światowe tragiczne centrum surogacji). Ale warto zacząć od siebie, od Polski. Właśnie jasno zapisując w prawie, że surogacja jest przestępstwem. To, że nie ma u nas „ferm dzieci”, nie oznacza, że surogacja nie istnieje!

Ponadto konieczna jest rzetelna wiedza i informowanie społeczeństwa o skutkach surogacji. Żeby koszmarna teza, jaka to fajna, alternatywna forma rodzicielstwa, nie stała się tezą dominującą. Bo jak to mówią: co w głowie, to i w sercu. A co w sercu, to i w działaniu.

Płacz dzieci surogatek to jest wyrzut sumienia nas wszystkich. Pytanie jednak, czy za kilkoma westchnieniami i łezką w oku przyjdzie realna pomoc i chociaż próby zatrzymania procederu, który już zdążył zadomowić się na świecie. Chociaż o dobru dziecka w żadnym wypadku nie może tu być mowy. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.